sobota, 8 lutego 2014

Boże Narodzenie cz.1

- Prezenty!!!- Wrzasnęła, Lily tak, że Liz o mało nie spadła z łóżka.
 Już dłużej nie mogła wytrzymać. Obudziła się dużo wcześniej i cały czas słyszała szeleszczenie papieru, gdy tylko poruszyła nogami. Kiedy zegarek stojący na jej nocnej szafce wskazał godzinę 9.00 uznała że to już przyzwoita pora i może obudzić koleżanki.
- Lilyn ciebie już do reszty pokręciło?!!
 - No Liz zobacz!! – Krzyknęła rozsuwając kotary swojego łóżka.
 - Widzę…
Lily cieszyła się jak dziecko. Złapała pierwszy prezent i rozdarła papier.
 - Uau Liz, Mad dzięki!!
 - Nie ma, za co – ziewnęła Mandy gramoląc się spod kołdry, aby obejrzeć swoje prezenty.
 Lily dostała od przyjaciółek śliczną zieloną poduszkę. Kolejną do kolekcji. Zbierała je już od paru lat. Jej łóżko było praktycznie obłożone poduszkami. Ułożyła swój prezent koło innych i zajęła się resztą prezentów. Od rodziców i Petunii dostała nowy szlafrok, od huncwotów torbę słodyczy z Miodowego Królestwa ( sprawdziła czy nie wybuchnie lub nie przyklei ją do czegoś), a od Meg śliczną chustę na biodra z malowanego jedwabiu.
 Liz i Mand też takie dostały. Lily wstała z łóżka i przeciągnęła się. Podeszła do radia, które stało na parapecie i włączyła je, potem zawiązała sobie chustę na biodrach. Liz i Mandy też tak uczyniły, po czym zaczęły głośno śpiewać piosenkę, która popłynęła z radia. Lily jej nie znała gdyż była to jakaś czarodziejska piosenka. Gdy Liz właśnie wykonywała swoją solówkę Mandy próbowała tłumaczyć Lily, że to bardzo znana świąteczna piosenka. Przyłączyła się do nich, choć nie znała tekstu, weszła na łóżko i zaczęła skakać razem z nimi.
 Nagle łóżko Meg, na którym się wygłupiały zapadło się z głośnym trzaskiem. Wszystkie wylądowały na podłodze prawie dusząc ze śmiechu. Leżały na złamanym w pół łóżku i żadna nie miała siły, aby się podnieść. Co chwila dostawały ponownego ataku śmiechu. Były pewne, że obudziły już całą wieżę.

 Faktycznie. James właśnie śnił słodko o tym jak zdobył puchar quidditcha, gdy nagle tłum kibiców na trybunach zamiast skandować jego imię zaczął śpiewać (okropnie fałszując) jakąś piosenkę. Otworzył oczy i sięgnął po okulary. Śpiew dochodził zza ściany.
 Najwyraźniej dziewczyny urządziły sobie małe karaoke. Założył na nos okulary i zamrugał oczami. Gdy rzeczy, które były blisko stały się wyraźne ujrzał pokaźną stertę prezentów w nogach łóżka.
 Rzucił się na nie rozrywając wszystkie opakowania i oglądając dokładnie wszystkie prezenty. Znalazł tam masę słodyczy ( od dziewczyn), sweter i parę skarpetek ( od rodziców) i mnóstwo akcesoriów potrzebnych każdemu szanującemu się kawalarzowi ( od kolegów). Wstał i zaczął po kolei rozsuwać kotary łóżek kolegów.
Jego pierwszą ofiarą padł Syriusz, ponieważ jego łóżko było najbliżej i miał już na niego sposób. Podszedł do niego na palcach i dmuchnął mu w ucho. Łapa krzyknął coś o ogromnym bałwanie i otworzył oczy. James zaśmiał się i podszedł do łóżka Remusa.
 Z nim było trochę trudniej gdyż musiał szukać przez chwilę jego głowy. Zalazł ją pomiędzy prezentami. Lunio miał to do siebie, że często lądował rano z nogami na poduszce, przewieszony w szerz przez łóżko lub ewentualnie na podłodze. James pociągną go za duży palec u nogi, ale Remus tylko wierzgnął i przekręcił się na drugi bok. James obszedł łóżko dokoła i zaatakował z innej strony. Pochylił się nad uchem Remusa i przeraźliwie głośno gwizdnął. Nic. Remus warknął jak wilk podnosząc górną wargę i ukazując białe zęby, po czym nakrył się kołdrą. Rogacz westchnął i jednym zdecydowanym ruchem ściągnął kołdrę z przyjaciela.
Syriusz doszedł do siebie po koszmarze z wielkim bałwanem goniącym go po szkolnych błoniach. Przyglądał się Jamesowi walczącemu z Remusem, odpakowując powoli prezent od Liz.
James znowu pochylił się nad twarzą Remusa. Złapał go za nos odcinając mu skuteczne dopływ tlenu. Tym razem to poskutkowało Remus błyskawicznie usiadł na łóżku. James zaśmiał się triumfalnie, ale w tym momencie korzystając z jego nieuwagi Remi złapał go za ramiona i rzucił na swoje łóżko.
- Tak mnie budzisz??- Krzyknął siadając mu na plecach i wyginając rękę. – Ja ci dam!!
James poderwał się ze śmiechem zrzucając go z ze swoich pleców i zaczął się z nim tarmosić. W pewnej chwili podniósł się i rzucił się na Remusa. Ten jednak uchylił się i James trafił na podłogę. Wstał, poprawił sobie okular i już miał coś powiedzieć, gdy śpiew dziewczyn nagle umilkł i dało się słyszeć głośny trzask łamanego drewna. Spojrzeli po sobie zdumieni i parsknęli śmiechem.
- Teraz on – powiedział Syriusz wskazując na Petera, który spał na brzuchu głośno pochrapując.
 - To nie będzie łatwe.
- Panowie – powiedział James wchodząc do łazienki – kąpiel dla Jaśnie pana Glizdy zaraz będzie gotowa….
Odkręcił kurek z zimną wodą i zatkał odpływ wanny. Gdy była już pełna James otworzył szeroko drzwi łazienki. Syriusz i Remus złapali za końce prześcieradła i przetransportowali Petera nad wannę. Na znak Jamesa zanurzyli go w lodowatej wodzie.
 Peter obudził się natychmiast i zaczął wydzierać się w niebogłosy i rzucać tak, że Syriusz i Remus dłużej nie mogli go utrzymać na prześcieradle. Wpadł do wanny z głośnym pluskiem. Połowa lodowatej zawartości wanny wylała się na podłogę obmywając bose stopy pozostałych huncwotów.

 - Reparo- mruknęła Lily pod nosem. Nieszczęsne łóżko Meg od razu wróciło do poprzedniego stanu. Jej przyjaciółki zdążyły się już ubrać tylko ona była jeszcze w proszku.
- No chodź, bo już zaczynam trawić własny żołądek.- Jęczała Mandy ciągnąc Lily za rękaw piżamy. Gdy Mand to powiedziała Lily położyła rękę na swoim brzuchu i poczuła, że też jest potwornie głodna. Weszła szybko do łazienki i ubrała się. Po chwili razem zbiegły po schodach. W pokoju wspólnym natknęły się na Jamesa siedzącego na fotelu po turecku i czekającego na swoich kolegów.
- Cześ Liz! Cześć Mandy! Cześć Lily! – zawołał uśmiechając się szeroko. Dziewczyny spojrzały na Lily pytająco, ale ta tylko skinęła głową i westchnęła. – Im szykowanie jeszcze dużo zajmie, więc może pójdę z wami??
 - Dobrze …-zaczęła Liz i spojrzała nie pewnie na Lily. Lily pamiętając o ich układzie nic nie powiedziała, ale nie była zbyt zadowolona z obecności Pottera. Wyszli razem na korytarz i skierowali się do Wielkiej Sali. Po drodze omawiali szczegóły związane z ustrajaniem pokoju wspólnego. Lily mało się odzywała, co nie uszło uwadze Jamesa.
 - A ty Lily masz jakiś pomysł??- Zapytał patrzą na nią. Jej koleżanki wymieniły zdziwione spojrzenia, ale nic nie powiedziały. Choć Liz bardzo korciło, aby spytać się, co stało się wczoraj wieczorem, że nagle James zaczął mówić Lily po imieniu.
 - Eee..- Zaczęła nie zbyt elokwentnie Lily- Nie bardzo…Ja wam pomogę. Własnej koncepcji jakoś nie mam.
Weszli do wyludnionej Wielkiej Sali i usiedli przy stole Gryffindoru. Jadalnia wyglądała wspaniale. Przy końcu każdego stołu stała choinka ubrana w ozdoby w barwie każdego z domów. Za stołem nauczycielskim stały cztery wielkie choinki ubrane na złoto a pod ścianami stały wspaniałe lodowe rzeźby przedstawiające czworo założycieli szkoły. Pozostali Huncwoci pojawili się po dłuższej chwili.
 - Co za głupota by w męskim dormitorium była tylko jedna łazienka??- Powiedział Remus masując sobie ramię, które bolało go po zderzeniu z szafką, na którą popchnął ją Syriusza, gdy po raz enty walczyli o wejście do łazienki. Liz korzystając z nieuwagi chłopców pociągnęła, Lily za łokieć i zapytała konspiracyjny szeptem:
- Lil, co tak James nagle zmienił postępowanie względem ciebie??
- Zawarliśmy pokój na czas świąt. – Odpowiedziała Lily nakładając sobie na talerz kopiastą porcję jajecznicy na maśle.
 - Tylko??
 - Tak. I dobrze, bo nie mam zamiaru się na niego wściekać.
 - Czyli…co??
 - Co co?- Zapytała, Lily odsuwając sobie widelec z jajecznicą od ust.
 - No….Jednak go chyba trochę lubisz….
 - Nie bardzo…
 - Nie rozumiem.- Powiedziała Liz oburzona. Liczyła na to, że Lily zaczęła lubić Jamesa i coś zaczęła nawet do niego czuć.
- Nie musisz – zaśmiała się Mandy, która dobrze wiedziała, co Liz myślała.
 Liz spochmurniała i już nic się nie odzywała. Miała nadzieję na jakiś romans stulecia a nie pokój między wojenny. Lily przyjrzała się jej i roześmiała się na widok jej miny. Oblizała łyżkę po herbacie i dała Lizie kuksańca w żebra

4 komentarze:

  1. Liczyłam na to samo co Liz :C ale pokój też mi starczy haha ♥
    Genialny jak zawsze! ;*
    Weny!
    ~ no-rules-in-my-world.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeszukując różne blogi o tematyce potterowskiej, a dokładniej o huncwotach, gdzie byłaby bardzo rozbudowana historia Lily i James'a natknęłam się na Twoje opowiadanie. Bardzo mnie zainteresowała fabuła jaką wprowadziłaś na tej stronie, gdyż w rozdziałach jest zawarty dobry humor oraz widać iż nie brak Ci pomysłów. Szczerze nie mogę się doczekać kolejnego postu i z miłą chęcią dodaję Twój blog do obserwowanych :)

    PS. Byłabym bardzo wdzięczna za wyłączenie weryfikacji kodowej przy dodawaniu komentarzy.

    OdpowiedzUsuń
  3. niesamowite *_* super piszesz :) dziękuje że piszesz to opowiadanie :***/Lili

    OdpowiedzUsuń
  4. Aaaa extra.
    Mega.
    Niesamowity: )))))

    OdpowiedzUsuń