piątek, 31 stycznia 2014

Czekolada i pokój w pokoju wspólnym...

Dwa dni po tak zwanej aferze z piórami uczniowie od trzecich klas wzwyż udali się na przed świąteczne zakupy do Hogsmeade. Niestety warunki atmosferyczne nie sprzyjały takim wyprawą. Pogoda była bardzo podobna do tej, jaka zapewne panuje na Syberii. Lodowaty wiatr chłostał ze wszystkich stron podrywając śnieg z ziemi i mieszając go z tym, który dopiero spadł z nieba, powodując znaczną zamieć. Mróz szczypał w uszy i nosy. Temperatura z całą pewnością nie przekraczała – 15 stopni Celsjusza. Widoczność była bardzo ograniczona, chociaż i tak zaczynało się ściemniać.
James brnął na oślep przez tą „Syberię” wraz ze swoimi przyjaciółmi. Zdążyli zrobić zakupy świąteczne przed rozpętaniem się tej wichury i właśnie wracali do zamku. Gdy wgramolili się do Sali wejściowej wyglądali jak cztery chodzące zaspy.
- O rety – jękną James dotykając swoich zamarzniętych nogawek spodni- Nóg nie czuję. – To może już ich nie masz??
 - Możliwe…
Wspięli się po schodach na górę. U ich szczytu spotkali Prawie Bezgłowego Nicka.
 - Witaj Sir Nicholasie.
- Huncwoci….Witajcie moi drodzy chłopcy.- Zawołał duch na ich widok i zbliżył się do nich.- Gdzie wędrujecie?? Znowu coś zmalować??
- Nie tym razem. – Zaśmiał się James strzepując śnieg z ramienia.- Na okres świąteczny zawiesiliśmy działalność.
- Dobrze, że chociaż wy.
- Co to znaczy Sir Nicholasie?? – Zapytał Remus.
- Irytek…-powiedział duch i westchnął. – Grasuje po całej szkole i ciska we wszystkich wielkimi śnieżnymi pigułami. Lepiej na niego uważajcie. Mi nic nie może zrobić i bardzo się z tego cieszę, ale wy możecie mieć problemy.
- Nie martw się nam nic się na pewno nie stanie.
 Podziękowali Prawie Bezgłowemu Nickowi i pożegnali się z nim. Przestróg ducha nie wzięli na poważnie. Byli pewni, że im – wielkim kawalarzom Irytek nic nie może zrobić. Jednak bardzo się mylili.
Gdy tylko skręcili za róg natknęli się na Irytka. W przeciwieństwie do nich ucieszył się on bardzo na ich widok. Od razu zaatakował ich rzucając w nich wielkimi śnieżnymi kulami. Zaczęli uciekać. Na ich nieszczęście Polegist miał dobrego cela i trafił przynajmniej sześć razy każdego z huncwotów. Przez całą drogę do wieży grzmocił w nich pigułami.
 Biegli bardzo szybko, ale nie mieli szans z duchem. Teraz już wiedzieli jak czuły się dziewczyny zeszłej zimy, gdy tak samo zmusili je do takiego maratonu. Dopadli do ściany, na której wisiał obraz Grubiej Damy. Podali jej hasło i zaczęli niezbyt uprzejmie popędzać. Wpadli do pokoju wspólnego mokrzy i cali w śniegu.
Na fotelach przed kominkiem siedziały skulone dziewczyny. Wszystkie podniosły głowi i spojrzały na nich zdziwione. Wróciły wcześniej od nich i zdążyły się już wysuszyć. Ale nie ogrzać. Liz założyła na siebie dwa swetry, ale nadal trzęsła się okropnie. Syriusz podszedł do niej i chciał ją pocałować, ale z piskiem odepchnęła go.
- Aleś ty zimny!! Idź się przebierz.
- Dobrze mój kaloryferku- zaświergotał Łapa i pognał do męskiego dormitorium.- Potem mnie ogrzejesz!!
 - Zobaczymy. – Krzyknęła za nim, ale on tylko puścił do niej oko i zniknął za drzwiami. Jego koledzy powędrowali za nim. Ściągnęli mokre buciory i płaszcze. James usiadł na łóżku, zdjął skarpetkę i zaczął masować sobie sine palce nóg.
- Jeszcze nigdy tak nie zmarzłem- jęknął Peter wytrzepując zza kołnierza resztki śniegu.
 Przebrali się w suche i cieplejsze rzeczy i zeszli na dół. Tam Syriusz walczył z Liz, aby pozwoliła mu się do niej przytulić. Liza bardzo oporowała, ponieważ Syriusz nadal był zimny. Lily przyglądała się tej scenie z Pearl na kolanach i śmiała się cyrku, który odstawiała jej przyjaciółka. Mandy siedziała na swoim ulubionym miejscu, czyli na parapecie i skrobała coś na pergaminie.
Pozostali Huncwoci usiedli na fotelach. Dosiadło się też do nich paru uczniów, którzy zostali na święta w szkole. Razem zaczęli omawiać sposób, jaki przystroją pokój wspólny. Oczywiście każdy miał inną koncepcje. James zaoferował, że postara się zdobyć choinkę a Remusa i Mandy wyznaczono na dowodzących całą akcja. Obojgu ten pomysł bardzo przypadł do gustu. Mandy była bardzo zadowolona, choć starała się tego nie pokazywać. Lily widziała to w jej oczach. Starsze o rok Molly i Fanny uparły się na żywe elfy. Chłopcy nie bardzo się chcieli na nie zgodzić, ale wszystkie dziewczynom ten pomysł bardzo się spodobał. Nie mieli za bardzo wyjścia.
 Dyskutowali do późna. Skończyli, gdy duży zegar w pokoju wybił jedenastą. Wszyscy zaczęli rozchodzić się od dormitoriów. Dziewczyny po kolei umyły się i poubierały już w piżamy. Lily wzięła do ręki pióro i zaczęła szukać czystego kawałka pergaminu.
- Będziesz coś pisać? – zapytała ją Mandy która właśnie uczyła Liz rzucać zaklęcie suszące włosy.
 - Tak. Chciałam napisać list do rodziców.
 - Ja już chcem spać- powiedziała dziecięcym głosikiem Liz kładąc się na swoje łóżko. – Wiesz, że nie zasnę przy świetle….
- Nic nie szkodzi- powiedziała Lily machając ręką.
Wzięła pergamin, pióro i kałamarz i wyszła do pokoju wspólnego. Tam usiadła przy stole, odkręciła zatyczkę kałamarza i umoczyła pióro w atramencie.

James wiercił się w łóżku. Nie chciało mu się spać. Cierpiał na nadmiar energii, której nigdzie nie mógł spożytkować. Wstał i podszedł do okna. Najbliższą okazją na wyżycie się była dopiero ich „księżycowa” wyprawa po okolicy. A do tego było dużo czasu. Już nie mógł się doczekać pełni. Coś było w łamaniu zasad i regulaminów, że bardzo mu się podobało. Już nie mógł żyć bez tego dreszczyku emocji, który czuł, gdy wybierali się na te wyprawy. Był świadomy, że gdyby ktoś ich nakrył mieli by bardzo poważne kłopoty. Jednak mieli za sobą już parę takich wypadów i nic im się nie stało. To dało im pewność, jaką taką, ale się tym nie przejmowali. Syriusz także był pewny, że nic im się nie stanie. Co do Glizdogona to on zrobił by wszystko co oni. Czasami zdawało się Jamesowi ze Peter nawet własnego zdania nie ma. Najbardziej nerwowy przed tymi eskapadami był Remus. Miał wyrzuty sumienia, że robią coś niedozwolonego, ale gdy już byli wychodzili razem zapominał o leku i świetnie się bawił.
Odwrócił się i spojrzał na swoich przyjaciół. Także nie spali. Syriusz i Peter grali w szachy. Remus sędziował im i pomagał. James poszedł do łazienki a potem wrócił do łóżka. Posiedział trochę na łóżku a potem znowu powędrował do łazienki. Syriusz podniósł głowę i spojrzał na Jamesa, który po raz trzeci wstał z łóżka.
- Rogal dostaniesz kręćka.
- Nie chce mi się spać…
- To idź się przejdź, bo wiedzę ze jesteś na dobrej drodze by wydeptać w podłodze dziurę- mruknął Remus z nad szachownicy.
- Dobrze – zgodził się James.
Wziął na wszelki wypadek swoją pelerynę- niewidkę i wyszedł na schody do pokoju wspólnego. Stanął na ich szczycie i zobaczył, że ktoś siedzi przy stole. Było ciemno i nie bardzo widział, kto to jest. Zszedł po cichu stopień niżej.
Potem znowu się zatrzymał i zaczął się jej przyglądać. Teraz już zobaczył, że to Lily siedziała przy stole.
Pisała coś na pergaminie. Pióro skrzypiało cicho. Ogień trzaskał w kominku. Przy jego świetle włosy Lily wyglądały na bardziej rude. Wyraz jej twarzy zmieniał, co trochę. Najpierw była poważna potem się uśmiechnęła na koniec znowu spoważniała.
 Zapewne pisała list.
James usiadł na schodach, oparł brodę na ręce i patrzył. Chęć przejścia się wyparowała zupełnie.
 Lily przestała pisać i przeczytała to, co napisała. Wykreśliła parę słów. Znowu coś napisała. Uśmiechnęła się i odrzuciła włosy, które co chwila zsuwały jej się z ramienia. Nagle przerwała pianie. Miała nieprzyjemnie wrażenie, że ktoś się jej przygląda. Podniosła głowę i odwróciła się. Zobaczyła siedzącego na schodach Jamesa i skrzywiła się.
- Co ty tu robisz Potter?? –Zapytała marszcząc brwi.
- Siedzę…- odparł zgodnie z prawdą James nie zmieniając swojej pozycji i nadal wpatrując się w nią uparcie.
- Możesz przestać?
- Siedzieć??
 - Nie matole!! Gapić się na mnie. Wracaj do pokoju.
- Tak naprawdę to wyszedłem się przejść. Bo nie mogłem zasnąć. – Wstał i zszedł ze schodów.
- To proszę bardzo. Idź. Jeżeli to powstrzyma cię od wgapiania się we mnie to droga wolna. Jak cię Flich nie złapie.
 James nie miał ochoty iść gdziekolwiek. Lily jednak wyglądała na złą, więc wyszedł. Gdy znalazł się na korytarzu założył swoją pelerynę i zniknął.

 Parę minut później postawił przed nosem Lily duży kubek z parującą zawartością. Przestała pisać i podniosła na niego oczy.
- Potter nie mówiłam ci przypadkiem żebyś sobie poszedł?? Co to jest?? – Zapytała z obawą i wskazała głową na kubek.
 - Napój miłosny. Pij szybko, bo przestanie działać- zaśmiał się James i podsunął kubek jej bliżej. – To czekolada….Nie bój się…No pij. Nie zabije cię zapewniam.
- Skąd to masz??
- Tajemnica – odpowiedział śmiejąc się. Usiadł na fotelu obok niej i wypił duży łyk ze swojego kubka. – Może kiedyś ci powiem.
Lily przyjrzała się jeszcze raz zawartości kubka i wzięła go do ręki. Powąchała a potem wypiła mały łyk. Faktycznie to była czekolada. Była pyszna. Spojrzała na niego i nie wiedziała, co powiedzieć.
- Mam dla ciebie propozycję – zaczął nagle. Lily, gdy to usłyszała mało nie zakrztusiła się gorącym napojem.- Nie…nie bój się nic z tych rzeczy. To będzie taki mały układ.
- I tak się boję….
- My zawiesiliśmy kawały na czas świąt…To może….zgodziła byś się…być dla mnie miła…
 - Tylko przez święta??
- Jak ci się spodoba możesz być dłużej…
- Nie przeginaj…
- Sie robi… Lily przyjrzała się mu dokładnie.
 Na początku był bardzo pewny siebie teraz wyglądał jakby bardzo mu na tym zależało. Zaczął cicho bębnic palcami po ściance kubka i przyglądał jej się z taką samą uwagą i …z napięciem?? Faktycznie mu na tym zależało.
 - No dobrze Potter…
 - James- wpadł jej w słowo szczerząc dwa rzędy białych zębów w uśmiechu i targając sobie włosy.
- Eee….James….Niech ci będzie…Ostatecznie mamy Boże Naradzenie. Dobrze, że trwa tylko trzy dni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz