czwartek, 13 marca 2014

Mecz

Nie wiem co napisać. Chyba mi sie udało. Ale zawsze jest to moje CHYBA. Ocenę pozostawiam Wam.
Przepraszam że to takie jest krótkie ale chciałam trochę Was utrzymac w napięciu.
*********************************************************** 

James obudził się wcześnie rano. Szybko wyłączył budzik, aby jego koledzy pospali sobie jeszcze trochę. Wyskoczył z cieplutkiego łóżka i na bosaka pognał po zimniej, marmurowej podłodze do łazienki. Dziś był wielki dzień. Dzień, na który przygotowywał swoją drużynę od paru dobrych tygodni wyciskając z nich siódme poty na treningach.
 A mianowicie mecz ze ślizgonami. Te mecze zawsze były ważne. Ślizgoni zawsze grali bardzo agresywnie. Trzeba było się naprawdę pilnować. W punktacji generalnej Gryffindor prowadził tylko pięcioma punktami. Na drugim był Slytherin. Co oznaczało że jeżeli dziś gryfoni wygrają będą mieli zapewniony puchar. James był pewny, że wygrają. Przecież to w dużej mierze zależało od niego. Nie mógł zawalić. Czuł, że dziś uda mu się zrobić jakiś popis, który zapamięta cała szkoła na bardzo długo.
Ubrał się już w strój do quidditcha i wyszedł z łazienki. Wyciągnął spod poduszki purpurowo-złote rękawice( to była jedyna część jego garderoby, której nigdy nie musiał szukać- zawsze były na jednym miejscu), które podarowała mu Lily na urodziny i wyszedł z sypialni, aby obudzić resztę drużyny. Po kolei wpadał do męskich sypialni i ściągał z łóżek chłopaków. Jared opierał się najbardziej. James potrzebował pomocy Patricka, aby ściągnąć z łóżka swojego najlepszego napastnika. Musieli go wywlec z pościeli za nogę od łazienki.
 Z dziewczynami było gorzej, bo nie mógł wejść do ich dormitorium. Stał jak zawsze u stóp schodów i wydzierał się w niebogłosy. Liz podniosła głowę z poduszki i w westchnęła ciężko. Potter działał lepiej niż nie jeden budzik. Miał bardzo denerwujący głos szczególnie jak krzyczał. Ubrała się w szlafrok i wyszła z sypialni. Uciszyła Jamesa i poszła na górę obudzić Mallory Thimons z siódmego roku. Miała spore problemy z docuceniem jej. Gdy Mal stanęła na nogi Liz wróciła do siebie ubrać się i umyć.
Jim starał się ze wszystkich sił, aby nie wyjrzeli za okno. Bo gdy on to zrobił miał chęć wrócić do jeszcze ciepłego łóżka.
- Liz, Mal szybciej!! Nie musicie się przecież malować!!
 - Zamknij się Jim. Ja nie wyjdę bez tego. – Krzyknęła Mal ze swojej sypialni. Po chwili koło niego zjawili się zaspani Jared, Patrick i Ben.
 - Mallory!! Błagam! Będziesz na wysokości parędziesięciu stóp. Naprawdę nikt nie zauważy, że nie jesteś umalowana…..No chyba, że to robisz dla Jareda. Mallory na te słowa wsadziła sobie kredkę do powiek do oka.
James wydzierał się i poganiał. Krzyczał tak głośno na wszystkich, że Ben nie wytrzymał i zdzielił go po głowie. James naburmuszył się i zagnał ich do Wielkiej Sali. Tam jak zwykle półprzytomni zjedli śniadanie. Następnie wzięli miotły ze schowka i wyruszyli na boisko Jednak, gdy tylko wyszli z zamku ich znikoma i tak chęć gry spadła do minimum.

 - Czy oni powariowali?? – Krzyknęła Lily głośno, ale sama nie usłyszała swojego głosu, bo utonął w gwiździe i szumie wiatru. Wiało tak mocno, że musiała trzymać kaptur na głowie żeby jej go nie zwiało. Śnieg już nie padał, ale sypał się lawiną z nieba. Widoczność była kiepska. Do tego mróz szczypał w uszy i nosy. W ogóle nie były to warunki na mecz quidditcha. Brnęli dzielnie całą szóstką przez błonia na boisko. Był początek lutego. Pogoda właśnie wyszykowała mi nagły i intensywny powrót zimy.
 Wiało tak mocno, że musieli zasłaniać twarze, aby ich nie zatykało. Śnieg wdzierał się do butów i za kołnierze dając tylko kolejny powód do powrotu do zamku. Gdy dotarli na trybuny ścisnęli się jak najmocniej mogli. Było piekielnie zimno. Megi przytuliła się do Lily i naciągnęła rękawy na dłonie cała trzęsła się z zimna. Mandy niestety ( albo stety) usiadła pomiędzy Lily i Remusem. Siedziała jak na szpilkach i bała się odwrócić w jego stronę głowę. Trzęsła się z zimna, ale nie miała odwagi się do niego przysunąć. Choć cieszyła się z jednej strony, że było zimno. Bo gdyby Remus zaczął z nią rozmawiać nie zauważyłby, że się zaczerwieniła.
Na trybunach był komplet mimo fatalnej pogody. Gryfoni przeciwko ślizgonom. Każdy chciał to zobaczyć. Zapowiadało się naprawdę niezłe widowisko. Szczególnie, że obie drużyny trenowały bez ustanku przez całe dwa tygodnie. Lily naciągnęła mocnej kaptur i przytuliła się do przyjaciółek.
- Niech już wyjdą. – Jęknęła szczękając zębami.- Niech Potter złapie znicz i pójdziemy stąd. Krew mi zaraz zamarznie w żyłach.
 - Brr…Jestem za Lily.- Powiedział Remus zakrywając sobie czerwony od zimna nos ręką.
 Syriusz chuchał bez ustanku na zmarznięte dłonie. Peter był na tyle mały, że wcisnął się między przyjaciół i było mu ciepło.
Tym czasem w szatni gryfonów panowało małe zamieszanie. Liz i Mallory kategorycznie odmówiły wyjścia na boisko. Sportowe szaty nie były za ciepłe. Nie poprawka. One w ogóle nie były ciepłe. Dziewczynom nie uśmiechało im się marznięcie na miotłach szczególnie, że pogoda od czasu, gdy wstały jeszcze się pogorszyła. Zwiększyła się siła wiatru i choć śnieg przestał na chwile padać to temperatura obniżyła się o parę stopni. Męska większość nic sobie nie robiła z tego, ale one jako damy stwierdziły, że są za delikatne na taką pogodę. Siedziały obrażone na ławce i do nikogo się nie odzywały. Na stroje nawet nie spojrzały. James i Jared jako najbardziej elokwentni z całej grupy dwoili się i troili, aby je przekonać. Nic to nie dawało.
- Liz, Mal błagammm.- Jęczał James klęcząc na kolanach i składając ręce jak do modlitwy.- Postaram się złapać jak najszybciej znicz. Jak tylko zdołam najszybciej.
- Jim chyba zwariowałeś! – Krzyknęła Mal.- Po dwóch tygodniach prze milusich treningów z tobą mam już serdecznie dość. I ciebie i uganiania się za kaflem.
- Dodaj do tego jeszcze pogodę i otrzymasz wynik-nie gramy!
 James jęknął. Spojrzał bezradnie na resztę. Nie mogli się wycofać. To dałoby Slytherinowi przewagę. Nie mieli też rezerwowych zawodników.
- Gryfoni! – Pani Hooch stała w drzwiach szatni i wyglądała na niezadowoloną. Cały jej futrzany płaszcz był w śniegu.- Czekamy tylko na was. Czy przebranie w stroje sportowe zajmuje wam aż tyle czasu? Czy wy szyjecie sobie te stroje?
 - Już chwileczkę pani profesor.- Krzyknął Jared. – Mamy maleńki problem!
 - Macie być za góra pięć minut inaczej uznam ze oddaliście mecz walkowerem. Ślizgoni już są gotowi od dawna.
 James westchnął i poprawił sobie okulary.
- Oni nie mają bab w drużynie.
 - Wypraszam sobie!!- Warknęła Liz.- Nie jestem babą!!
 - Jesteśmy damami!!- Parsknęła Mallory odrzucając pasmo farbowanych czerwonych włosów na plecy.
 - Dobra dobra.
 - Uważaj, co mówisz Jim.- Powiedział kątem ust Patrick.- Bo one gotowe odejść z drużyny. Z babami trzeba jak z jajkiem.
 - Taaa niesamowicie ostrożnie.- Przytaknął Ben.
 Po bardzo długich namawianiach dziewczyny dały się przekonać. Ku uciesze uczniów zebranych na trybunach zawodniczy wyszli na boisko. Gdy wzbili się w powietrze James od razu zaczął wypatrywać złotej piłeczki. Nie było łatwe, bo śnieg znowu zaczął padać a płatki śniegu były bardzo duże. Po chwili w duchu przyznał rację dziewczynom. Naciągnął kaptur na głowę i przytrzymał go, aby watr mu go nie zwiał.
 Mecz jak zawsze komentował Sam McBurty z Ravenclawu. Jednak mało, kto go nie słyszał. Wiatr wszystko zagłuszał, mimo że chłopak wydzierał się jak tylko mógł najgłośniej.
Jim krążył nad boiskiem i oberwał poczynania innych. Na ogonie cały czas siedział mu Colin Darcy – szukający ślizgonów. Wielki jak głaz i tak samo jak głaz inteligentny. Miał ogromną ochotę zawrócić i przyłożyć mu, ale rozmiary przeciwnika go przed tym skutecznie hamowały. Nienawidził jak ktoś go tak śledził. Zawsze inni ścigający tak robili wiedzieli, że James pierwszy wypatrzy znicz, więc trzymali się blisko jego. Darcy nie oddalał się nawet na parę stóp. Jim przyspieszył i zrobił nagły zwrot. Ten kretyn cały czas był za nim i robił dokładnie to samo, co on.
Nagle przy środkowej pętli ślizgonów zauważył złoty błysk. Skierował miotłę w tamtą stronę. Ślizgon także skręcił. James pochylił się tak, że prawie leżał na rączce miotły. Tłum od razu poznał, że coś się święci. Uczniowie zaczęli ryczeć i wiwatować. Od razu zrobiło im się cieplej. Niedługo po tym zrównał się z nim Darcy. Mknęli z taką samą zawrotną prędkością, że stadion zmienił się w szare i białe rozmazane pasma. Nagle Darcy wystawił w lewo rękę i próbował zepchnąć Jamesa z miotły. Jim zachwiał się i o mało nie spadł. Oddalił się na bezpieczną odległość, ale nie długo pozostał dłużny. Udał, że spasował.
Gdy Darcy poczuł się pewnie, Jim przyśpieszył znowu i walną ramieniem z całej siły przeciwnika. Starał się nie tracić z oczu znicza i jednocześnie nie zlecieć. Darcy cały czas atakował. Lecieli obok sobie tak, blisko że dotykali się barkami. Jeden próbował zepchnąć z miotły drugiego. W pewnej chwili (gdy byli już blisko znicza) uderzył Darcy łokciem tak mocno w Jamesa, że ten zsunął się z miotły. W ostatniej chwili udało mu się złapać kija miotły i zawisnąć 30 stóp nad ziemią.
Wszyscy na trybunach zamarli. Słychać było tylko Syriusza, który wydzierał się, że za to powinni zdyskwalifikować ślizgonów i wiatr. Peter rozdziawił usta i wpatrywał się bez ruchu w Jamesa. Mandy złapała odruchowo Remusa za rękę i ścisnęła go mocno napięciu. Remus popatrzył na nią kątem oka i uśmiechną się zadowolony. Przysunął się bliżej a ona przytuliła się do jego ramienia. Lily i Megi patrzyły na to, co się działo w napięciu. Lily, mimo że nadal nie lubiła Pottera to nie życzyła mu, aby coś mu się stało. Przez całe dwa tygodnie od zakończenia szlabanów kłócili się prawie codziennie. Jednak już mniej zażarcie. To zdarzenie, kiedy James zaniósł ją do wieży zostawiło w niej dziwny ślad. Gdy wspominała to jak trzymał ją w ramionach czuła dziwne ciepło w brzuchu. Jednak, gdy wspominała jego i te kretyńskie numery, jakie robił krew się w niej gotowała.
James próbował się podciągnąć, aby wrócić bezpiecznie na miotłę. Zebrał wszystkie siły i przerzucił nogę przez rączkę miotły. Stracił znicz z oczu. Wściekły poszybował do góry ponownie go wypatrywać.
Liz właśnie obroniła bramkę. Gryfoni prowadzili dziesięcioma punktami. Jared odbił tłuczka w stronę jednego ze ścigających przeciwników ten jednak uniknął go przetaczając się w powietrzu na plecy. Śnieg znowu przestał padać. Wiatr też na chwilę ucichł. Ślizgoni zdobyli drugą bramkę. Mallory przejęła kafla i ruszyła w stronę pętli ślizgonów. Nagle tłuczek uderzył ją w tył głowy. Mal zachwiała się i wypuściła piłkę z rąk. Jared w ostatniej chwili podleciał do niej i przytrzymał, aby nie spadła z miotły. Kafel przejął kapitan drużyny ślizgonów. Ben zareagował natychmiast odbijając tłuczka w niego tłuczka, ale ten zrobił zgrabny unik. Wypuścił jednak przez to z rąk kafla, którego natychmiast złapał Patrick i przerzucił prze największą pętle ślizgonów.
 Nagle na trybunach znowu zawrzało. James odwrócił się i zobaczył jak Darcy wyciąga swoją wielką łapę po znicz, który był parę cali od niego. Zagapił się na akcję obronną Liz i gdyby nie to przegraliby z pewnością.
- O nie!- Warknął do siebie.- Tak dobrze ci nie będzie!!
Pomknął jak strzała w kierunku złotej piłki. Przeleciał tuż przed nosem przeciwnika skutecznie go blokując i złapał znicz. Jednak dosłownie w tej samej chwili poczuł silny ból lewego ramienia. Pałkarz ślizgonów odbił tłuczka prosto w niego. James zachwiał się i spadł z miotły.
Ostatnie, co pamiętał to ryk na trybunach i niezwykle mocny i piekący ból rozchodzący się po całym ciele, gdy uderzył w ziemię.

3 komentarze:

  1. DZIEWCZYNO~! PRZEZ CIEBIE SIEDZE JAK NA SZPILKACH I CZEKAM NA KOLEJNY. Musialas w takim momencie? MUSIALAS?! Teraz blagam Cie. Dodaj nowy szybko! :c Prosze!

    OdpowiedzUsuń
  2. Aaaaaa nie nie nie! W takim monencie: ///
    Zabiłabym cię ...ale kto napisze nexta
    Co do notki to świetna jak zwykle: *
    Czekam na nexta/martynka

    OdpowiedzUsuń
  3. omg ! hihihihi super notka czekam na nexta :****

    OdpowiedzUsuń