sobota, 22 marca 2014

Odwiedziny w szpitalu

- Nie….Zostawcie mnie! Nie pójdę nie ma mowy….

- Pójdziesz!

- Nie!!

 Meg zmarszczyła wyskubane cienko jasne brwi i popatrzyła na nią surowo. Ręce zaplotła na piersiach. Wyglądało na to, że nie ustąpi. Przynajmniej nie pierwsza, bo to nie leżało w jej naturze. Megi była tylko pod jednym, ale poważnym względem denerwująca. Wręcz wkurzająca. Zawsze musiała dopiąć swego nieważne jak głupia był jej racja. Jej zawsze musiało być na wierzchu. Lily stała w drzwiach łazienki i zapierała się nogami i rękami o futrynę. Za żadne skarby nie chciała iść do skrzydła szpitalnego, aby odwiedzić Pottera. Liz i Mandy ciągnęły ją za łokcie, ale Lily nie chciała za nic się ruszyć z miejsca. Bardzo żałowała, że przyszła do dormitorium.

 Tam miała spokój a tu jej przyjaciółki wystąpiły przeciwko niej i namawiały ją do rzeczy, której by sama za nic w świecie nie zrobiła z własnej nieprzymuszonej woli.

- Nie zachowuj się jak dzieciak. Lily wiesz dobrze, że on by cię odwiedził.

 - Ja bym nawet nie chciała.

Mandy przeszła pod jej ręką i wypchnęła ją z progu łazienki do sypialni. Liz złapała przyjaciółkę w pół i pociągnęła w stronę wyjścia. Lily w końcu musiała dać za wygraną. Już nie miała siły się z nimi kłócić. Zużywała na to stanowczo za dużo energii i czasu. Pozwoliła się wyciągnąć na korytarz i poprowadzić do skrzydła szpitalnego. Szła z taką miną jakby dziewczyny prowadziły jak na skazanie. Jednak, gdy były już blisko postanowiła, że zrobi niespodziewany odwrót i zniknie a dziewczyny pójdą same. To właśnie uczyniła. Niestety Liz złapała ją za warkocz i pociągnęła jak na smyczy.

- Nawet nie próbuj, bo ci to utnę.- Warknęła ciągnąć ją mocniej za włosy.- James bardzo się ucieszy na twój widok. Zrób coś dobrego dla niego….Chociaż raz…

- Robię stanowczo za dużo dla niego.- Naburmuszyła się Lily nadal próbując się wyrwać.- To naprawdę cud, że się dotąd powstrzymuję, aby go nie udusić.

 Weszły do skrzydła szpitalnego. Od razu poznały gdzie leżał James. Dookoła jego łóżka leżało mnóstwo kartek, pudełek po słodyczach i prezentów. Pośrodku tego wszystkiego leżał w glorii chwały James. Uznawany był przez wszystkich za bohatera ( co mu szalenie odpowiadało). Przy jego łóżku siedziało kilka rozszczebiotanych dziewczyn w wieku na oko 11..góra 15 lat. Co chwila poprawiały mu poduszki , karmiły go słodyczami i wychwalały jego popisy na miotle. Cały czas ćwierkały jak gromada wróbli na gałęzi.

James opowiadał im coś bardzo energicznie gestykulując. Prawdopodobnie jakiś mecz, bo co chwila albo wybuchały śmiechem albo piszczały z udawanym przejęciem. Koszulę piżamy miał specjalnie rozpiętą, aby mogły podziwiać jego zabandażowane rany i wypracowaną klatę. W pewnej chwili, James udał, że łapie znicz i podskoczył na łóżku. Dziewczyny zaczęły piszczeć, aby uważał, bo się za bardzo nadwyręży. Usadziły go na łóżku i poprawiły po raz setny już poduszki i przykryły kołdrą po szyję.

James był w siódmym niebie. Każda z dziewczyn słuchała go za partym tchem i była na każde zawołanie. Założył ręce za głowę i otworzył usta, aby jedna z dziewczyn mogła wetknąć mu duży kawałek czekolady do buzi. Lily spojrzała na koleżanki wymownie i przewróciła oczami.

- Chyba nie jestem tu aż tak bardzo oczekiwana jak wam się zdawało. – Warknęła.

 James zauważył je dopiero do dłuższej chwili. Liz, Mandy i Megi pomachały mu i pociągnęły za sobą oporującą nadal Lily. Przywitał je promiennym uśmiechem, ale tego nie można było powiedzieć o jego wielbicielkach. Każda z nich patrzyła na dziewczyny ( szczególnie na Lily) jakby były jakimiś obrzydliwymi robalami.

 - Alle przyjemnie…- Powiedziała przez zęby Lily.- Jak nas tu wszyscy lubią. Panienki zerwały się na równe nogi, gdy tylko dziewczyny znalazły się jeszcze bliżej. Nie były wyraźnie zachwycone ich przybyciem.

- To my Jamesiu przyjdziemy później dobrze??- Powiedziała przesłodzonym głosikiem dziewczyna z burzą wyjątkowo jasnych blond loków.- Jesteś pewny, że niczego już nie potrzebujesz cukiereczku??

 - Nie, Daphy mam już wszystko.- Powiedział Jim przeciągając się i zerkając na Lily, która patrzyła z pogardą na dziewczyny.

Wyszły zostawiając dziewczyny z Jamesem same. Gdy przechodziły obok Lily każda posyłała jej mordercze spojrzenie. Lily usiadła na łóżku obok, ale nawet na niego nie spojrzała. Odwróciła głowę i zaczęła się wpatrywać uparcie na błonia widoczne przez szpitalne okno. Widział, że była tu w brew woli pokazywała to cały czas. Liz próbowała ją włączyć do rozmowy, ale odpowiadała tylko monosylabami albo wcale.

James był zły. I to bardzo. Nie mógł zrozumieć, dlaczego odwiedzało go mnóstwo starszych i młodszych dziewczyn a on zamiast zainteresować się którąś czekał jak głupi na nią. A jak już przyszła w ogóle się nie odzywała. Po paru minutach dość drętwych odwiedzin Megi zadecydowała odwrót. Pożegnały się z Jamesem i wyszły. Gdy zamknęły drzwi dało się słyszeć ich podniesione głosy. Najwyraźniej koleżanki robiły wymówki Lily, co do jej zachowania. James usłyszał Lily, która krzyczała w odpowiedzi na zarzuty koleżanek.

- Dajcie mi do cholery wszyscy święty spokój!! Już mam was kompletnie dość.

Skrzywił się i sięgnął po pudełko czekoladowych żab. Na kołdrę wypadła mu kartka z życzeniami szybkiego powrotu do zdrowia. Już jakaś setna. Rano pozwolił niezadowolonej pani Pomfrey wyrzucić połowę z nich. Zrzucił ją na podłogę i zaczął pochłaniać czekoladowe żaby. Podobno czekolada poprawia humor. Napakował sobie pełne usta słodyczy i zaczął powoli je przełykać. Lily jednak była dziwna. On na jej miejscu rzuciłby się sobie na szyję i cieszył się, że żyje. Ona jednak wolała pozostać nieugięta. Przełknął ostatnią czekoladową żabę i zrobiło mu się niedobrze. Położył się na łóżku. Mimo wszystko był pewny, że nigdy nie odpuści wcześniej obranego wcześniej celu. Czyli jej.



Następnego dnia James został na siłę i w brutalny sposób wyrzucony przez panią Pomfrey ze skrzydła szpitalnego. Nie śpieszyło mu się do wyjścia. Dobrze mu było w szpitalu. Codziennie odwiedzały go tłumy fanek przynoszące jakieś smakołyki i opiekowały się nim jakby był obłożnie chorym. Niestety to, co dobre szybko się kończy. Pielęgniarka już dłużej nie mogła go znieść i gdy tylko wszystko mu się zrosło od razu go wystawiła za drzwi. James powlókł się niechętnie do wieży. I znowu zaczną się lekcje i prace domowe. Koniec ze słodkim leniuchowaniem. Jego przyjaciele urządzili małe powitanie. Bardzo im się nudziło, gdy on leżał sobie w szpitalnym łóżku. Jednak nie pozostali bezczynni. Ku przerażeniu Remusa i uciesze Petera Łapa miał plan. Jego zdaniem był….

- To genialny plan Jimmy!! Powiem więcej. Jeden z lepszych… – Zachwalał Syriusz prowadząc ich do lochów gdzie od paru dni warzył jakąś podejrzaną miksturę.

- Łapa to ma naprawdę genialne pomysły. Ten będzie hitem.- Zarechotał Peter, który pomagał koledze w wytwarzaniu substancji.

 Remus bardzo obawiał się tego, co Łapa i Glizdogon produkowali. Nie chcieli, aby ktokolwiek im pomagał. I to tak martwiło Remusa. Cały czas ukrywali swoje p

oczynania i nie dopuszczali do tego Remusa. Może, dlatego bo obawiali się, że zastopuje ten pomysł i nie pozwoli im tego robić. Syriusz prowadził ich długo labiryntem korytarzy aż doszli do nie dużych drzwi w jakiejś wnęce. Łapa pchnął drzwi i weszli do lochu podobnego do tego, w którym mieli lekcje eliksirów tyle, że ciemniejszego i bardziej wilgotnego. Po środku stał kociołek a pod nim tlił się nieduży ogień. Remus i James zajrzeli niepewnie do kociołka. W środku była przezroczysta, bulgocąca maź. Remus nachylił się bardziej i powąchał zawartość.

- Śmierdzi gumą..- Zauważył inteligentnie.

 - Strzał w dziesiątkę Remulku.- Zaśmiał się Syriusz mieszając łyżką w kotle.- To najlepszej jakości klej własnej roboty.

- Klej?- Zapytał zdziwiony James.

 Łapa pokiwał głową z zadowoleniem, po czym wyciągnął łyżkę z kociołka i podniósł ją do góry, aby koledzy zobaczyli lepką maź ciągnącą się za nią. Na twarzy Jamesa pojawił się uśmiech. Pojawiał się on zazwyczaj, gdy James dostawał nagłego olśnienia albo wpadał na wyjątkowo niecny pomysł.

 - Tak…-Powiedział Syriusz odwzajemniając uśmiech.- Tak Jimmy…ty wiesz, co ja chcę zrobić….Bo my się mały rozumiemy bez słów….

 Remus podszedł do kotła i jeszcze raz przyjrzał się Syriuszowemu klejowi. Wyglądał okropnie jak nie przymierzając jakaś flegma albo ślina. A cuchnęło jeszcze gorzej. Zanosiło się na naprawdę dobrą zabawę.

 - Ok chłopaki. – Powiedział patrząc na nich i się uśmiechając. – Macie mój atest. Tylko trzeba to zrobić porządnie.

 Wszyscy parsknęli nieopanowanym śmiechem.

Jeszcze przed obiadem udali się po kryjomu do Wielkiej Sali, aby zamienić swój plan w czyn. Syriusz umoczył duży pędzel w wiaderku kleju trzymanym przez Petera i zaczął smarować wszystkie krzesła przy stole ślizgonów. Klej naprawdę był pierwszorzędny gdyż był prawie niezauważalny. Odpuścili sobie wróżbiarstwo, aby obsmarować wszystkie krzesła. Gdy zadzwonił dzwonek na obiad usiedli przy swoim stole i obserwowali z rozbawieniem wszystkich ślizgonów siadających przy stole. Ku ich uciesze nikt się nie zorientował, że usiadł na czymś podejrzanym. W końcu do sali weszła Lily i jej przyjaciółki. James przestał myśleć o kleju i ślizgonach. Usiadły niedaleko nich. Liz od razu przytuliła się do Syriusza a Mandy zaczęła rozmawiać z Remusem.

 - Syriuszku…-Zaczęła Liz karmiąc go zupą.- Za tydzień są walentynki….

 - Wiem.- Zamruczał Łapa i nachylił się by coś powiedzieć jej na ucho.

Oboje zaczęli się śmiać. James oderwał od nich wzroki i przeniósł go na Lily siedzącą naprzeciwko Liz po jego lewej stronie. Ona też się na niego spojrzała. Skrzywiła się i odwróciła głowę inną stronę. Był raczej pewny, że nie umówi się z nim w walentynki. Nagle wpadł na ( jego zdaniem) genialny pomysł.

Gdy wszyscy już zjedli zaczęli rozchodzić się na popołudniowe lekcje. James schylił się pod stół i nabrał na rękę trochę super kleju Syriusza. Odczekał aż Lily i jej koleżanki wyjdą z Wielkiej Sali i poszedł niepostrzeżenie za nimi. Na jego szczęście Lily udała się samotnie do biblioteki.

 Od razu pognał za nią i już po chwili dało się słyszeć prawie w całej szkole głośny damski krzyk

6 komentarzy:

  1. Swietne! Naczekam sie, jednak sje nje zawiodlam c:

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałam wszystkie notki :) ile Ty masz pomyslow! Świetnie piszesz. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy następna część ? :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapraszam na http://apprentice-rangers.blogspot.com/ może ci się spodoba.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny wpis, bardzo emocjonujący. :) Zapraszam też do mnie w wolnej chwili: https://www.fryzomania.pl/category/zestaw-do-pielegnacji-brody
    Są tu świetne pomysły na prezent, może znajdziesz też coś dla siebie. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń