wtorek, 4 marca 2014

Zakazany las cz.1

- Hej Nati pokażesz mi tego chłopaka, który ci się podoba??

 - Dobrze. Ale na pewno go znasz…to ten z piątego roku. James.

Grupka czwartoklasistek stojących pod klasą obrony przed czarną magią wesoło zachichotała. Zaczęły szeptem i z zapałem obgadywać Jamesa. Każda miała o nim inne informacje. W jednym się tylko zgadzały- był niesamowicie przystojny.

 Był pierwszy dzień semestru. Szkoła na nowo się zaludniła. Przerwa obiadowa dobiegała końca. Uczniowie powoli i bez specjalnej chęci rozchodzili się pod klasy.

 Nagle niespodziewanie zza rogu wypadła wysoka, rudowłosa dziewczyna. Biegła tak szybko, że kasztanowe włosy fruwały jej wokół głowy a rozpięta szklona szata łopotała za nią jak żagiel odkrywając zbyt skróconą spódniczkę od mundurka. Ledwo, co wyhamowała na zakręcie i o mało nie walnęła w ścianę naprzeciw. Wpadła w grupkę dziewczyn, rozpychając je na boki.

Rzuciła szybkie „ przepraszam” i pomknęła dalej korytarzem. Nie zdążyła oddalić się od nich nawet na trzy metry, gdy usłyszały donośny męski wrzask.

- EVANS!!! Do cholery jasnej zaczekaj!! Zaczekaj słyszysz??!!

Za zza rogu wybiegł bardzo zmachany i bardzo poirytowany James Potter. Gnał za nią jak szalony.

 Lily zbiegła ze schodów i zniknęła za zakrętem. Zatrzymał się na szczycie schodów i oparł ręce na kolanach.

 - To chyba znaczy „ nie chcę cię znać”- mruknął do siebie, próbując złapać oddech.

Wyprostował się i pokręcił głową. Wcale nie złamał obietnicy. No…może trochę nagiął umowę. No dobra! Złamał. Ale to nie powód, aby robić taką aferę. Poza tym Smark się sam o to prosił. To on podpalił jakimś zaklęciem Syriuszowi szatę. To, że zamienili go w papugę ( nie kompletnie, bo miał tylko dziób, skrzydła i ogon) to nie był wielki problem. W końcu udało się Lily go skutecznie odczarować. Znowu się okropnie na nich wściekła.

Widok wściekłej Lily to nic dobrego. Oczy płoną jej ogniem, na policzkach pojawiają się czerwone wypieki a ręce zaciskają się w pięści. Od tego mało już brakowało, aby zaczęła krzyczeć. Oczywiście zawsze dostawało się jemu. Tym razem dla odmiany został nazwany nie tylko przygłupem i kretynem, ale też idiotą, dzieciakiem i popaprańcem emocjonalnym. Udawał, że mało go ruszyły te słowa. Jednak jego koledzy widzieli, że zrobiło mu się głupio. Lily dotarła do lochów kompletnie wycieńczona. Oparła się o ścianę ręką i dyszała głośno. Opalona jak czekolada w promieniach hawajskiego słońca Megan właśnie przedstawiała bardzo speszoną Mandy jakiemuś krukonowi, którego grupa miała z nimi lekcję. Odwróciła głowę i spojrzała na Lily. Bez słowa zostawiła Mandy i podeszła do niej.

- Co jest?? – Zapytała szybko.

- Potter.

- Wiedziałam.

 - To, czego się pytasz jak wiesz. –Mruknęła niezbyt przyjemnie Lily stawiając torbę na podłodze i zapinając szatę. W tym momencie podeszły do nich Liz i Mandy.

Profesor Adson jak zwykle się spóźniała i na pewno szybko nie miała zamiaru się zjawić. Miały jeszcze kupę czasu. Liz wyjęła ze swoje torby małe lusterko i wręczyła je Lily, aby ta mogła doprowadzić swoje włosy do ładu. Dopiero po dziesięciu minutach zjawiła się nauczycielka. Zaraz po niej na miejsce przybyli bardzo zadowoleni z siebie Huncwoci. Lily nawet na nich nie spojrzała. Zabrała torbę i zamaszyście weszła do klasy.

 Rozłożyła swój kociołek i wyjęła na stół wszystkie składniki. Bardzo starała się nie myśleć o Jamesie. Jednak jej umysł sam bez zgody właścicielki podsuwał myśli o nim.

Tak dobrze się układało. James i jego koledzy przez całe święta zachowywali się tak…normalnie. Lily była na dobrej drodze żeby go zacząć lubić albo… Może nawet spełniłyby się plany Liz? Kto wie?

Tylko, dlaczego to wszystko musiało się tak skończyć??

Jakim on jest kompletnym idiotą.

Tak rozmyślając Lily rzuciła książki na ławkę i walnęła torbą o podłogę.

- Lily!! Co ty wyprawiasz??

- Przepraszam.

 Lily zanurkowała po książkę, którą strąciła. Liz popatrzyła na nią z politowaniem i zajęła się krojeniem korzonków stokrotki. Lily wstała i znowu zatopiła się w rozmyślaniach. Była tak na niego wściekła, że nie mogła się na niczym skupić.

Aż sama się dziwiła, że jeden głupi, niedojrzały emocjonalnie Potter mógł spowodować u niej taki stan. Właściwie nie wiedziała, dlaczego tak na nią działał. Przecież on nie był nikim ważnym.

 James odkąd wszedł do klasy obserwował Lily. Cały czas odwrócona była do niego plecami. Udawała, że go nie widzi. Była na niego wściekła. On na nią też. Urządziła taki cyrk, że zbiegło się pół szkoły. Wrzeszczała tylko ona. Starał się zachowywać jakby miał to w nosie. Chciała mu jak najbardziej dopiec. Nie pokazał tego, ale udało jej się. Tylko Łapa to widział. Za dobrze znał Jamesa i przed nim nic się nie ukryło.

- James uważaj! – Wrzasnął poirytowany Syriusz i złapał go za rękę, gdy chciał wlać do kociołka soku ze skarabeuszy, co na pewno spowodowałoby wybuch. – Co?? – Zapytał nieprzytomnie wyrywając rękę.

 - Wysadziłbyś nas razem z połową zamku.

- Ups…Ja..ja się zamyśliłem…

 - Nie da się ukryć.- Warknął Syriusz odstawiając na stolik butelkę, którą wyrwał, Jamesowi z ręki.

 James mruknął coś niezrozumiałego pod nosem i już nic nie powiedział. Syriusz westchnął i dalej przyglądał się przyjacielowi. Zachowywał się jak zombie. Wszystko wylewał i przewracał. Oczywiście to znowu przez awanturę, jaką zrobiła mu Evans.

 - Daj sobie już z nią spokój, co?? – Powiedział nagle.

 - E? – Z Evans. Już nie mogę patrzeć jak się zachowujesz.

 - Daj spokój…

- Mówię serio. Znajdź sobie dziewczynę, która nie będzie wrzeszczeć na twój widok.

 - Zostaw…- mruknął James udając, że go nie słucha.

 Syriusz jednak nie zostawił. Męczył Jamesa do końca lekcji. James w końcu nie wytrzymał i kazał mu się zamknąć. Gdy i to nie pomogło zaczął go błagać.

- Ale to przemyślisz??

- Przemyśle!!

 - Dobra.- Uśmiechnął się i odszedł do Remusa i Petera czekających na nich już przed klasą- Teraz idziemy ułożyć plan wyprawy księżycowej. Wszyscy czterej skinęli głowami i ruszyli do wieży Gryffindoru.

Siedli sobie w najbardziej odludnym kącie na podłodze i zakryli się mapą huncwotów.

- Meg jak myślisz, co oni robią?

- Nie wiem. Ale mam przeczucie, że coś niedobrego. Jak jesteś ciekawa Liz i idź i się zapytaj. Tam przecież jest twój chłopak.

- Właśnie, dlatego to mnie tak intryguje.- Powiedziała Liz podnosząc się z fotela. Podeszła cicho do chłopców i pochyliła się nad nimi. Nawet jej nie zauważyli tak byli pochłonięci tym kawałkiem pergaminu.

- Co robicie?- Zapytała uśmiechając się niewinnie.

- NIC- wrzasnęli wszyscy czterej naraz zakrywając pergamin rękami. Liz wytrzeszczyła na nich oczy.

 - Nic, co by zaprzątało twoją śliczną główkę – powiedział Syriusz wstając i próbując odciągnąć ją od ich kąta.- Naprawdę nie ma, o czym mówić.

 - Mam jednak inne zdanie.

 - Liz. Proszę. To są nasze męskie poważne sprawy. – Powiedział Łapa z naciskiem na poważne.

- Czyli jestem z głupia??

- Tak…to znaczy nie. Nie. Liza to nasza tajemnica.

 Liz spojrzała na niego z oburzeniem i odwróciła się na pięcie. Pobiegł z nią wołając ją i próbując przeprosić. Pozostali chłopcy wyciągnęli ponownie pergamin i znowu się nim zajęli. Dziewczyny już więcej nie zwracały na ich uwagi.

Gdy tylko zaczęło się ściemniać do pokoju weszła profesor McGonagall. Podeszła do Remusa i zaczęła z nim o czymś rozmawiać. Po chwili Remus poszedł do dormitorium i wrócił z małym pakunkiem. Pożegnał się z kolegami i pomachał dziewczynom. Mandy cicho westchnęła. Remus znowu musiał jechać do domu, aby odwiedzić chorą mamę. Megi uśmiechnęła się złośliwie i szturchnęła ją w ramię.

 - Nie martw się mała. Wróci za parę dni – jak zawsze. I znowu będziesz mogła do niego wzdychać.

- Ja wcale nie wzdycham.- Zaprzeczyła Mandy marszcząc czarne brwi.

- A nie….Ja cię znam mała.

- Nie mów do mnie mała!

 Lily podniosła głowę znad książki i uśmiechnęła się złośliwie.

- Małe przewrażliwienie na punkcie wzrostu?

- Oj dajcie mi spokój.

 Mandy była najniższa z nich. Miała niewiele ponad 4 stopy wysokości. W porównaniu do Meg była to dość duża różnica. Głowa Mand była na wysokości ramienia Megi. Gdy nazywały ją małą bardzo ją to denerwowało. Czuła się źle, gdy szła gdzieś z nimi. Musiała podnosić głowę do góry, aby spojrzeć na którąś z nich.

 Wstała i obrażona poszła do dormitorium. Meg i Lily pobiegły za nią. Oczywiście jak zwykle udobruchały ją, ale nie obyło się bez bitwy na poduszki. Liz wróciła trochę przed ciszą nocną. Pogodziła się z Syriuszem, ale nadal nie chciał jej powiedzieć, co knuli. Lily udawała, że kompletnie jej to nie obchodzi, ale tak naprawę chętnie by ujawniła ich jakiś numer, aby im się odegrać za dzisiejszy numer z Snapem.

 Do północy siedziała nad zadaniem z Opieki. Nienawidziła pisać wypracowań. Gdy skończyła wstała i rozejrzała się po sypialni. Dziewczyny zmęczone pierwszym dniem semestru pousypiały przy zapalonym świetle. Podeszła do okna i wyjrzała na ośnieżone błonia. Nagle kątem oka zauważyła jakiś ruch. Trzy ciemne kształty przesuwały się w stronę lasu.

 Była prawie pewna, że to byli chłopcy. Wyszła na palcach ze swojego dormitorium, przeszła przez pokój wspólny i podeszła do drzwi prowadzących do męskiego dormitorium. Uchyliła je cichutko i zajrzała do środka.

Nikogo nie było. Pościel na łóżkach była nietknięta tak jakby właściciele łóżek od rannego pościelenia ich w ogóle ich nie ruszali. Lily uśmiechnęła się z satysfakcją i wróciła do siebie. Niewiele myśląc wzięła płaszcz, założyła buty i wybiegła z wieży Gryffindoru.

 Cichutko zeszła do Sali wyjściowej i podeszła do drzwi. Pchnęła je obiema rękami i wyszła na zewnątrz. Noc była jasna ze względu na pełnie i śnieg. Lily prowadzona rządzą zemsty ruszyła w stronę gdzie ostatni raz widziała cienie. Zatrzymała się dopiero przed czarną ścianą lasu.

Zawahała się chwilę ale stwierdziła że chłopcy przecież nie mogli zapuścić się bardzo daleko więc weszła odważnie do lasu.


1 komentarz:

  1. Swietne! Umiesz dobrze pisac c: Teraz tylko czekac na kolejny rozdzial... Mam nadzieje, ze szybko dodasz!

    OdpowiedzUsuń