sobota, 8 marca 2014

Szlaban cz.2 / przypadki sercowe mieszkańców Hogwartu

James otworzył oczy i spojrzał na zegarek. 7.30. Czas wstawać. Usiadł na łóżku i przetarł oczy. Rozsunął kotary i powlókł się do łazienki. Syriusz właśnie szukał drugiej skarpetki pod łóżkiem a Remus siedział na brzegu swojego łóżka i ziewał raz po raz. James wszedł do łazienki drapiąc się po głowie. Zapalił światło i spojrzał w lustro. W tym momencie cała wieża Gryffindoru usłyszała głośny, potworny i rozdzierający męski krzyk.

 -AAAAAAAA!!!

Remus spadł z łóżka na podłogę, Syriusz, który stał na jednej nodze zakładając skarpetkę upadł na łóżko a Peter wystraszony zerwał się z łóżka i zaplątał w kotary.

 - Co? Kto? Kogo mordują?

 - AAA!!

- Jim!! Co ci się dzieje??

 Jednak James nie odpowiedział, więc jego przyjaciele uzbroili się w różdżki i wpadli do łazienki. Ujrzeli swojego przyjaciela stojącego przed lustrem i gapiącego się we własne odbicie. Odwrócił się do nich i spojrzał bezradnie. Remus zmarszczył brwi.

- Zostałem oszpecony!!!- Wrzasną James.

- Jimmy ja nic nie widzę.

- Jak można tego nie widzieć?!- Krzyczał James wymachując rękami.

- Ale….

- Tu!!- Krzykną Rogacz wskazując na czubek nosa.

- Nadal nic. – Ziewnął Syriusz.

 - Ani ja. – Mruknął Peter.

James podszedł bliżej nadal wskazując na swój nos. Twarz Remusa rozjaśniła się w ironicznym uśmiechu. Syriusz nadal nie widział związku między oszpeceniem a nosem Jamesa. Mimo że przyglądał się uważnie nic tam nie widział.

- Ale, o co chodzi? – Zapytał zniecierpliwiony.- Co on na tym nosie ma??

- No to zależy do punktu widzenia. -James jęknął i podszedł do ponownie do lustra. – To może być albo planeta Jowisz albo latarnia morska albo wyjątkowo duży i obrzydliwy…PRYSZCZ.

Syriusz i Peter parsknęli śmiechem. James był bliski załamania. Nie mógł tak wyjść do ludzi. Wyglądał jak idiota z wielką, czerwoną krostą na samym czubku nosa. Na dodatek miał dzisiaj uwieść Lily na kolejnym szlabanie. Już sobie wszystko zaplanował. To w ogóle nie wchodziło w rachubę. Na wczorajszym się nie powiodło gdyż dostali osobne zajęcia. On ogarniał śnieg ze szkolnego dziedzińca a ona pomagała pani Pomfrey. Coś czuł przez skórę, że on trafił lepiej. Lily wróciła niezadowolona ze skrzydła szpitalnego i oświadczyła, że nie ma najmniejszego nawet zamiaru zostać uzdrowicielką.

- Co ja mam zrobić?? -Zapytał płaczliwym tonem oglądając swoją skazę z każdej strony w lustrze.

- Wyciśnij.- Zaproponował Peter z sypialni.

- Oszalałeś!! Żeby wyglądać jak ty??

- Ej licz się ze słowami!!

Remus podszedł do lustra. Odepchnął załamanego Jamesa i sięgnął po szczoteczkę do zębów i pastę. James usiadł na brzegu wanny i popatrzył błagalnie na Syriusza, który nadal stał w drzwiach.

- Syr…

 - Czekaj myślę…Remi nie masz czegoś tam w swoich mądrych książkach?

- Nie bałdżo…- podpowiedział Remus ze szczoteczką w buzi.- Zapytajcze dżewczyn może one czoś mają…

- Właśnie!! – Krzyknął Syriusz. – Lunio jesteś genialny! Liz mnie kiedyś smarowała czymś takim. Śmierdzi strasznie, ale działa. Zaraz ją o to poproszę. – Tylko nie mów, że to dla mnie….Powiedz…że, dla Glizdy.

- Ej nie!! Ja się nie zgadam.- Krzykną Peter.

Syriusz uśmiechnął się i założył szlafrok. Wyszedł z dormitorium i stanął przy pierwszym stopniu prowadzącym do damskich sypialni.

- Liza!!! Liz!!

 Po chwili drzwi się otworzyły i zeszła do niego jego dziewczyna w piżamie i luźno zawiązanym szlafroku. Spojrzała na niego niezadowolona. Najwyraźniej ją obudził a nie bardzo miała jeszcze zamiar wstawać.

 - Co chcesz?? – Zapytała dość opryskliwie.

- Witaj słoneczko.- Zaświergotał Syriusz szczerząc zęby w uśmiechu.

Choć Liz wcale, ale to wcale nie przypominała słoneczka. Nie miała makijażu a potargane czekoladowe włosy spięła w luźny kucyk. Patrzyła na niego skosem tak, że czuł, że zaraz mu przyłoży. Chciał ją pocałować na dzień dobry, ale nie była wyraźnie w nastroju, bo zamiast jej policzka pocałował jej dłoń, którą go zatrzymała. Odsunął się i skrzywił. Liz miała wyjątkowo niesmaczny krem do rąk.

 - Czy wyście powariowali? Wydzieracie się jak wariaci od rana.

- To nie ja!! To James.

 - Co jemu się znowu stało?? Co mu zrobiliście? – No właśnie w tej sprawie przychodzę…

 Liz podniosła jedną brew do góry a ręce zaplotła na piersiach. To był znak, że słucha. Więc Syriusz streścił jej w paru zadaniach całą tragedię Jamesa i błagał, aby nic nie mówiła dziewczynom. Liz nie zmieniła swojej pozycji, ale kąciki jej ust lekko drgnęły. Kazała mu poczekać i zniknęła w swoim dormitorium. Wróciła po chwili z tubką magicznej maści na trądzik. Kazała posmarować Jamesa i poczekać parę minut na efekt. Syriusz cmoknął ją w policzek i pognał do dormitorium.

James właśnie tłukł, Petera ponieważ nazwał go Rudolfem Czerwononosym. Remus stał spokojnie w drzwiach łazienki oparty o futrynę i nadal myjąc zęby przyglądał im się obojętnie. Syriusz odciągnął Jamesa od Glizdogona za ramię i zaprowadził do łazienki. Wręczył maść i wyjaśnił jak je używać. James odkręcił tubkę i poszedł do lustra. Zrobił zeza i wycisnął maść na palec. Śmierdziała starym serem i cebulą. Remus, który był bardzo czuły na nieprzyjemne zapachy zatkał sobie nos, aby nie mieć odruchu wymiotnego. James posmarował sobie czubek nosa tym specyfikiem.

- Ale akcja – zaśmiał się Peter. – Jim, co zrobisz jak ci więcej wyskoczy??

James jednak nic nie odpowiedział gdyż wpatrywał się w swoje „oszpecone” oblicze. Koledzy po jakimś czasie poszli na śniadanie zostawiając go sam na sam ze swoim pryszczem.



Lily właśnie pałaszowała ostatnią kanapkę, gdy do Wielkiej Sali weszli Huncwoci w pomniejszonym składzie. Podniosła głowę i przyjrzała się im. Brakowało Pottera. Mandy na widok Remusa zakrztusiła się herbatą a Liz spojrzała na Syriusza i nie wiedzieć, czemu uśmiechnęła znacząco. On odwzajemnił uśmiech i pokręcił głową. Peter cały czas wygwizdywał melodię starej dziecięcej piosenki „ Rudolf Czerwononosy”. Sytuacja była, co najmniej dziwna.

 - Gdzie macie czwartego wspaniałego?? – Zapytała Lily Remusa, który na nieszczęście Mandy usiadł na przeciwko nich.

 - Eee Nooo….Jeszcze nie jest gotowy -odpowiedział jąkając się i wyraźnie powstrzymując śmiech.

 - Kurde.. A już miałam nadzieję, że go ze szkoły wywalili.- Powiedziała rozmarzonym głosem Lily.- Ej Mand! Uważaj!

Mandy w towarzystwie Remusa stawała się nerwowa i wszystko leciało jej z rąk. Teraz upuściła swoją kanapkę na kolana Lily. Szybko usunęła plamy z szaty Lily i postanowiła, że już nic nie będzie jadła. Gdy wszyscy się już najedli wstali i ruszyli w stronę klasy Historii Magii. Syriusz zabrał ze sobą kilka kanapek tłumacząc Lily, że to dla Jamesa gdyż ten nie zdążył na śniadanie.

- To, co on robi tyle czasu?? – Zapytała zdziwiona Megi.- Włosy sobie układa?? Lily parsknęła śmiechem. Oczami wyobraźni widziała jak James stoi przed lustrem i układa włosy na lokówkę. Doszli na trzecie piętro w dobrych humorach. Tam czekał już na nich James. Na jego widok Peter i Remus znowu zaczęli wygwizdywać piosenkę o Rudolfie. James wyraźnie się wkurzył i zdzielił ich obu po głowach. Syriusz wręczył mu dziesięć pieczołowicie przygotowanych kanapek, które James zaczął pochłaniać prawie w całości. Lily przyglądała mu się z niedowierzaniem. Nie sądziła, że ludzkie usta mogą pomieścić tak dużo.

 Gdy zadzwonił dzwonek weszli do klasy i zajęli swoje miejsca. Lekcja jak zwykle ciągnęła się nieznośnie jak guma do żucia. Dookoła słychać było nieliczne skrzypnie piór i bardzo liczne chrapanie. Nad wszystkim górował nudny i bezbarwny głos profesora Binsa. Skończył spokojnie ostatnią kanapkę i odchylił się do tyłu na krześle. Ukradkiem dotknął palcem czubka swojego nosa. Nic nie było. Był całkowicie wyleczony. I znowu niesamowicie przystojny. Uśmiechną się do siebie, zwyczajowo potargał włosy i walną jeszcze raz Remusa po głowie gdyż ten znowu zaczął nucić tą idiotyczną piosenkę.

 Profesor Adson, odwołała popołudniową lekcję eliksirów z powodu wielkiego wybuchu spowodowanego przez jakiegoś pruchona z pierwszego roku. Ku uciesze Lily była to ostatnia lekcja. Więc miała wolną godzinę do szlabanu. Mandy zawlokła ją do biblioteki, aby znaleźć materiały do napisania wypracowania z astrologii.

 Weszły między regały i Mandy zaczęła wybierać książki. Wręczała je po kolei Lily. Po chwili uzbierała się pokaźna piramidka. Lily ręce zaczynały więdnąć. W końcu Mady uznała, że mają wystarczająco dużo pomocy naukowych i zaczęły pisać. Po godzinie Lily spojrzała na zegarek. Za trochę miał zacząć się jej szlaban. Pożegnała się z Mandy i wyszła z biblioteki. W drzwiach minęła się z Remusem. Uznała, że wybrała bardzo dobry moment na zniknięcie.

Mandy nawet go nie zauważyła. Dokończyła pisać wypracowanie, zebrała ksiązki i zaczęła je rozkładać na miejsce. W pewnej chwili za jej plecami niespodziewanie wyrósł jak z podziemi Remus.

- Może pomóc??

 Mandy odwróciła się tak gwałtownie, że książki wypadły jej z rąk i upadły na nogę chłopaka.

- O Boże Remus ja…ja nie chciałam! Przepraszam!- Krzyknęła czerwieniąc się okropnie.

- Mandy…

- Bo ty tak nagle…

 - Mady…Spokojnie.- Powiedział wyjmując nogę spod sterty książek i próbując ją uspokoić -Nic takiego mi nie zrobiłaś. Ważne, że żyję.

 - Ale ja ledwo, co. – Szepnęła tak cicho, że prawie jej nie usłyszał. Wzięła głęboki wdech.

„ Opanuj się Mady!- Skarciła się w myślach.- „ To tylko kolega…Nikt więcej…Tak kolega, który mi się okropnie podoba!”

Uśmiechnęła się w miarę spokojnie i schyliła się po książki. Pech chciał, że Remus dosłownie w tym samym momencie zrobił to samo. Zderzyli się mocno głowami. Remus złapał się za głowę, ponieważ siła uderzenia była tak duża, że zakołowało mu się w głowie.

Gdy już świat przestał wirować otworzył oczy i zobaczył przed sobą parę niesamowicie pięknych, lekko skośnych ( jej mama pochodziła z Chin) bursztynowych oczu należących do Mandy.

Jej także zakręciło się w głowie. Gdy otworzyła oczy była tak blisko niego, że o mało nie zetknęli się nosami. Poczuła, że znowu zaczyna się czerwienić. Oddech się jej skrócił a serce waliło jak szalone. Była niebezpiecznie blisko. Ale też przyjemnie blisko. Teraz dopiero widziała, że ma na w lewym oku na błękitnej jak pogodnie niebo tęczówce brązową plamkę i małą bliznę nad prawą skronią. Remus długo się w nią wpatrywał, że poczuła się nieswojo.

Nie mogła się nawet poruszyć. Czuła, że zaraz zemdleje. Jego spojrzenie było wprost elektryzujące. W głowie miała mentlik.

„ Boże jak on mnie pocałuje to zejdę na zawał. A jak mnie nie pocałuje to będzie jeszcze gorzej.”

 Remus nadal uparcie cielęcym wzrokiem patrzył na Mandy. Zawsze lubił na nią patrzeć. Jak by mógł robiłby to godzinami. Niestety ona zaraz to zauważała i od razu się peszyła i uciekała. A szkoda. Była taka ładna. Miała długie piękne czarne jak smoła włosy i mądre spojrzenie. Gdy na niego patrzyła zawsze mu się wydawało, że czyta w jego myślach. W końcu Mandy odgarnęła włosy z twarzy i tym samym wytrąciła Remusa z transu.

 Korzystając z chwili schyliła się i błyskawicznie pozbierała książki. Chciała je podkładać na półki i zmyć się stąd jak najszybciej. Niestety ostatnia książka miała miejsce na dość wysokiej półce. Za wysokiej jak na jej możliwości. Remus podszedł do niej. Położył swoją rękę na jej, którą próbowała dopchnąć książkę i pomógł jej.

 - Remus…ja…

 - M?

- Ja przepraszam. Zachowuję się jak kobieta kataklizm ostatnio…

 Remus uśmiechnął się rozbrajająco. Jak mógł być na nią zły?? To było nie możliwe.

 - Nie martw się Mandy…Zniosę wszystko przy tak pięknej dziewczynie.

Mandy zakręciło się aż w głowie. Ona piękna?? Nawet nie wiedział jak bardzo się mylił. Wzięła głęboki wdech i już mała cos powiedzieć, gdy Remus przybliżył się jeszcze bardziej.

„ O Boże”- przemknęło jej przez głowę. –„ On mnie zaraz pocałuje. Naprawdę to zrobi”.

Faktycznie miał taki zamiar. Już od bardzo dawna. Mandy była teraz tak, blisko że czuł, że dziś mu się uda. Był po raz pierwszy z nią sam na sam. Nie mógł stracić takiej szansy.

Jeszcze parę cali…jeszcze…

 - LUUUUNIOOO!!!

Romantyczny nastój prysł jak mydlana bańka. Do biblioteki wparowali jego dwaj przyjaciele – Syriusz i Peter.

 Mandy szybko się odsunęła a Remus walnął pięścią w regał.

- To…to ja pójdę już…dzięki za pomoc…- szepnęła dziewczyna i skierowała się w stronę wyjścia. Remus patrzył na nią jak wychodzi z biblioteki.

 Westchnął ciężko i wyszedł zza regałów do kolegów.



- O a na tej się uczyłem latać. O a na tej grałem w pierwszym swoim meczu.

 - Przynajmniej jedno z nas dobrze się bawi- mruknęła Lily polerując już chyba z setną miotłę.

 Dostali według Lily najgłupsze z możliwych zadanie do wykonania. Konserwacja szkolnych mioteł. Flich zostawił ich znowu samych. James na razie nie zaczął realizować swojego planu gdyż zajął się miotłami. Ona usiadła z dala od niego i pilnowała żeby się nie zbliżał. Nie to żeby pierwszy szlaban był niemiły, ale to był jednak Potter. A od niego miała się trzymać z daleka.

- Jak kiedyś będziesz chciała to cię nauczę latać.

- Nie dzięki. – Mruknęła Lily. – Wolę zostać na ziemi. Tu mi znacznie lepiej.

- Ale zemną nie będziesz się musiała bać. – Właśnie, dlatego bym się bała, że to ty byś mnie uczył.

 James skrzywił się i potargał sobie znowu włosy. Usiadł obok niej. I popatrzył jej w oczy. Choć starała się odsunąć jak najdalej i odwrócić wzrok.

- Dlaczego ty Lily mnie tak nie lubisz??

- A dlaczego ty mnie tak lubisz?? Spadaj…Zrób coś pożytecznego. James westchnął i uśmiechnął się zawadiacko.

 - To mogę cię pocałować?? Dla mnie to będzie pożyteczne.

- Potter!! Jaki ty jesteś denerwujący. – Wstała o odeszła na drugi koniec pomieszczenia. Było dość ciemno, więc nie widziała jego wyrazu twarzy. Wyczyścili już połowę mioteł.

James zajął się ustawianiem miotał a ona ich polerowaniem. Do końca szlabanu nie odezwali się ani słowa. James był zły jak osa. Nie mógł nawet rozpocząć swojego planu. Obserwował ją tylko z daleka. Gdy woźny przyszedł, aby oświadczyć im, że mogą wrócić Lily przyjęła to z ulgą. Wspięli się po schodach w milczeniu. James już miał cos jej powiedzieć, ale nagle drogę przecięła im biegnąca z zawrotną prędkością Megi. Lily od razu za nią pognała. James zrezygnował z gonienia ich i powlókł się sam do wieży. Po drodze spotkał swoich przyjaciół.

Remus był wściekły, ale nie chciał powiedzieć, o co mu chodzi, mimo że Peter bardzo nalegał. Łapa gdzieś zniknął z Lizą. Usiedli na kanapie w pokoju wspólnym. Nie mieli, co ze sobą zrobić. Remus był tak zły, że nawet nie chciało mu się czytać a James był bliski załamania. Już kompletnie przestał wierzyć w swoje umiejętności poderwania Lily. Nagle poczuł, że coś ociera mu się o nogi. Popatrzył w dół i zobaczył kotkę Lily. Wziął ją na kolana i zaczął drapać za uchem.



- I…i on wtedy poszedł do niej i ją pocałował. Nawet mnie nie zauważył. A jak do niego podeszłam to powiedział „ cześć kotku”. Jakby nic się nie stało. Megan zalała się ponownie łzami.

- Cicho…już dobrze. Nie przejmuj się tym palantem.

- Ale ja chyba nie umiem już myślałam,…że…że znalazłam normalnego chłopaka…. Lily przytuliła ją mocnej.

Mandy dała Meg duży kawał czekolady. Biedna Megi. Cały czas trafiała na jakichś idiotów. To nie był pierwszy raz jak wypłakiwała się przyjaciółką w rękaw. Proponowały że mogą zamienić Alana w żabę albo szczura.

Po dłuższej chwili do dormitorium wparowała Liz z nieprzytomnym uśmiechem i zamglonymi oczami. Właśnie wracała z baaardzo romantycznej randki z Syriuszem. W ręku miała bukiet czerwonych róż. Na jej widok Megi dostała ataku histerii.

- Jak ja nienawidzę facetów!! Już nigdy nie porozmawiam z żadnym. Nienawidzę!!

 - Cicho…-próbowała ją uciszyć Mandy. – Ja też niektórych nie lubię.

 Liz rzuciła bukiet od Syriusza na łóżko i usiadła na łóżku obok dziewczyn. Megan objęła rękami kolana i oparła głowę na ramieniu Lily. Nadal chlipała cicho. Żadna nie bardzo wiedziała jak ją pocieszyć. Liz i Mandy miały wspaniałe nastroje a Lily średnio umiała pocieszać.

- To nie jest nie sprawiedliwie. – Zaszlochała Megi. – Liz ma Syriusza, Mandy Remusa a ty masz Jima. Tylko ja nikogo nie mam.

- Ja nie mam Remusa. – Zaprzeczyła cicho Mandy czerwieniąc się.

- A ja nie mam Pottera!!

- Macie tylko o tym nie wiecie….


1 komentarz:

  1. Waaaa o.o Akcja z oszpeceniem nosa Pottera mnie zwalila z nog :D A koncowka zdziwila o.o BaaardO sie ciesze, ze nowy rozdzial pojawil sie dzis c: Dziekuje i zycze weny! :3

    OdpowiedzUsuń