czwartek, 16 stycznia 2014

Gryffindor vs Hufflepuff


Ta notka myślę że mi się udała. Albo nie. Oceńcie sami. Chciałam żeby była trochę śmieszna. Ale nie jestem pewna czy każdego rozbawi.




Dwa dni po eliminacjach miał się odbyć mecz quidditcha. Gryfoni przeciw pruchonom. Liz grała na pozycji obrońcy. Była z siebie bardzo dumna. Syriusz chodził napuszony i wszystkim opowiadał, jaką ma zdolną dziewczynę. James wstał o szóstej rano zerwał męską cześć drużyny i wrzeszcząc obudził damską. Wysłał ich wszystkich do Wielkiej Sali a sam pobiegł na dwór sprawdzić pogodę.
Warunki były bardzo dobre. Było trochę mroźnie, ale bez chmurnie. Wiatr był nie duży. Zapowiadał się wspaniały mecz. Wbiegł do sali klepiąc wszystkich po plecach tak, że ci mniej przytomni powpadali nosami w swoje talerze. Cała drużyna patrzyła na niego złowrogo. Nienawidzili, gdy był taki pełen entuzjazmu przed meczem. James już się do tego przyzwyczaił wiedział, że gdy tylko wejdą na boisko od razu przestaną się na niego wściekać. Przebiegł wzdłuż stołu i podbiegł do Lizy.
- I co tam?? – Zapytał uśmiechnięty.
 - Źle…Zaraz puszczę pawia.
- Nie przejmuj się będzie dobrze. Świetnie grasz. Gadałem z Nicholasem jest z ciebie dumny.
- No wiesz- uśmiechnęła się blado – to mój brat. Dostał by jakby tak nie powiedział. James zaśmiał się, ale potem zrobił wystraszoną minę wpatrując się w coś za ramieniem Liz. Gdy się odwróciła zobaczyła Lily, Megi i Mandy wchodzące do sali na śniadanie. Od dwóch dni James unikał Lily po tym jak obiecała mu, że pożałuje tego że wziął ją na miotłę.
- Ja spadam.- Oznajmił James. Wstał poklepał ją po ramieniu i wrzasną donośnie – Za pięć minut macie być w szatni. Zbierajcie się!!
Ominą Lily dużym łukiem i pognał na boisko.
 Chwile potem dziewczyny wyszły na błonia. Meg i Lily prowadziły Liz w stronę stadionu. Była ona całkowicie zielona. Nic nie zdołały w nią wepchnąć do jedzenia, ponieważ zagroziła, że zwróci wszystko na stadionie. Mandy pocieszała ją jak mogła. Nawet widok Syriusza przy wejściu na stadion nie poprawił jej humoru. Podbiegł do niej wziął ją na ręce i pocałował. Jednak nadal była zielona.
Lily usiadła na trybunach razem z Meg, Mandy, Syriuszem, Peterem i Remusem, ( który wrócił dzień wcześniej do szkoły) a Liz poszła do szatni i zaczęła się przebierać. Pięć minut później drużyna gryfonów wyszła na boisko. Po tradycyjnym uściśnięciu rąk kapitanów i gwizdku pani Hooch piętnaście mioteł wystartowało w powietrze.

 James obserwował grę z wysokości. Krążył nad stadionem. Na razie nie szukał znicza – było jeszcze za wcześnie. Uważnie przyglądał się Liz. Była ona bardzo spięta, ale świetnie sobie radziła. Pierwszej bramki nie zdołała obronić, ale trzy następne nie przepuściła. W ten sposób gryfoni prowadzili dziesięcioma punktami. Nowi ścigający też dobrze się spisywali. Po godzinie gry ścigający pruchonów zbliżył się do obręczy i przerzucił kafel przez jedną z nich. Liz nie mogła obronić, ponieważ dostała tłuczkiem w ramię. Mino to, że wychyliła się, że o mało nie spadła z miotły to nie udało jej się złapać piłki. Przemknęła parę centymetrów dalej obok jej ręki i przeleciała przez średnią obręcz. Liz wścieła się, ale James z daleka pokazał jej, aby się nie przejmowała. Syriusz natomiast prawie nie popełnił samobójstwa, bo tak się awanturował twierdząc, że to pałkarz pruchonów odbił specjalnie w nią tłuczka. Lily i Peter musieli go przytrzymać za szatę, bo o mało nie spadł z trybun. W pewnej chwili James zauważył złoty błysk koło największej obręczy gryffindoru. Odwrócił miotłę i poszybował w tamtą stronę. Szukający przeciwnej drużyny także to zauważył i poleciał za Jamesem.
James już był blisko znicza, gdy Alan się z nim zrównał. Przyśpieszył, ale to nic nie dało. Lecieli łeb w łeb. Wszyscy na trybunach zamarli. Nagle złota piłeczka zanurkowała w dół. Oni także. James skierował swoją miotłę pionowo w dół. Alan zrobił to samo, ale był trochę wystraszony. Z dużą prędkością zbliżali się do ziemi. James wyciągnął rękę po znicz. Alan był bliski zwolnić, ponieważ obawiał się roztrzaskania o ziemię.
James przyśpieszył wiedział, że już wygrał, ale nie mógł się powstrzymać, aby nie popisać się przed całą szkołą.
Jeszcze bardziej przyśpieszył. Mknął z zawrotną prędkością. Krew pulsowała mu w uszach. Trzy stopy nad ziemią złapał znicz poderwał miotłę i zahamował. Stadion zatrząsł się od wiwatów. Wszyscy ( oprócz slizgonów) bili brawo i piszczeli ( tylko, Megan miała mały problem z zdecydowaniem się, komu ma kibicować).
 Gdy James wylądował trzymając w górze rękę ze zniczem cała drużyna rzuciła się na niego gratulując mu. Spojrzał na Lily by sprawdzić jej reakcję. Ściskała właśnie Lizę, która wyglądała jakby jej ulżyło, że jest po wszystkim. Ona także spojrzała na niego. Uśmiechnęła się. To było ważniejsze od zwycięstwa.


W niedzielę rano James obudził się z wielkim bólem głowy. Dla wszystkich gryfonów było to najzupełniej oczywiste, że tak się to skończy. Przesadził. Jak zwykle James.
 Na wczorajszej imprezie po meczowej mocno się wstawił. A że bardzo rzadko mu się to zdarzało to teraz miał regularnego kaca.
Usiadł na łóżku i odsłonił kotarę. Jego przyjaciele, gdy tylko go zobaczyli parsknęli śmiechem.
- Witaj królowo balu- krzyknął Syriusz a James zatkał sobie uszy. W głowie mu huczało a głos Syriusza słyszał cztery razy mocniej.
- Było aż tak źle??- Zapytał cicho.
- Było gorzej niż ci się wydaje. Ale i tak najlepsze było to jak ty, Sam i Artur tańczyliście na stole.
 - Albo jak śpiewaliście!
- Nie chyba jak chciałeś pocałować Evans….
 James jękną i upadł na łóżko. Bardzo go pocieszyli. Pewnie miał już kompletnie przerąbane u Lily. Już myślał, że jej przeszło po tym jak w środę porwał ją na miotłę. Nagle drzwi ich sypialni otworzyły się z trzaskiem i do środka weszła Liz.
- Cześć – powiedziała ( dla Jamesa krzyknęła) i usiadła Łapie na kolanach. – Jak tam James??
- Ćććć- uciszył ją Remus. – Nie tak głośno Liz. Jamie ma KACA.
Ostatnie słowo wypowiedział specjalnie bardzo głośno. James popatrzył na niego z pod łba, odwrócił się do nich plecami i nakrył głowę poduszką. Liz uśmiechnęła się podstępnie. Postanowiła to zanotować w pamięci, aby potem go podręczyć.
 - Rogal idziemy na śniadanie- oznajmił Syriusz po jakimś czasie wstając i obejmując Liz w pasie.- Jak się zwleczesz z łóżka dam ci coś na twoją przypadłość. Przyjdź za chwilę. Wyszli specjalnie trzaskając drzwiami. James wstał i powlókł się do łazienki. Włożył głowę pod kran i odkręcił zimną wodę. Na chwilę coś to dało, ale nie mógł chodzić z wiadrem zimnej wody na głowie. Wykąpał się, ale to też nic nie dało.
Nadal kręciło mu się w głowie. Wylazł z wanny i usłyszał, że ktoś wchodzi do dormitorium. Owinął ręcznik na biodrach i wypadł z łazienki, ponieważ myślał, że Syriusz przyniósł mu ów specyfik, o którym mówił.
- No Łapa naresz….- Zaczął, ale nie skończył, bo na środku pokoju nie stał Syriusz, ale Lily. Zdziwiła się bardzo i nieco zmieszała na widok prawie gołego Jamesa.
On poczuł się podobnie z racji swojego nie kompletnego stroju, ale postanowił nie pokazać tego i udawać, że nawet nie zauważy, że stoi w samych ręczniku przed dziewczyną swoich snów.
 - Cześć…Potter – powiedziała Lily nie patrząc mu w oczy tylko starając się skupić na punkcie gdzieś nad jego ramieniem
- Szukam Liz miała tu być….
 - Nie ma jej…Poszła…
 - Na śniadanie? – odpowiedziała za niego- To ja idę jej poszukać…
Odwróciła się i już miała wyjść, gdy James przypomniał sobie, co mówił Syriusz.
- Evans…
 - Co – powiedziała głośno a on aż zasyczał z bólu. – Ups…Chyba nie jesteś w najlepszym stanie po wczorajszym…
- No waśnie… Nie wiem, co wyprawiałem….
- Lepiej żebyś nie wiedział- ucięła Lily i mimo wszelkich starań spłonęła rumieńcem. James przeczesał swoje mokre włosy palcami i poczochrał jej rozchlapując wodę dokoła. Parę kropel trafiło w Lily. Skrzywiła się i starła wodę z policzka.
- Przepraszam… – Powiedział szybko robiąc ruch, który spowodował obluźnienie ręcznika na jego biodrach. W ostatniej chwili zdołał go złapać i zapobiec kompletnemu roznegliżowaniu własnej osoby.
- Za to czy za tamto??- Zapytała Lily groźnie, ale gdy popatrzyła na niego zrobiła taką minę jakby powstrzymywała śmiech i zaczęła kaszleć, aby zamaskować swoje rozbawienie.
- Za to…I za tamto też…Cokolwiek zrobiłem….- Odpowiedział drapiąc się po głowie.
 - Hmmm przyjmuję przeprosiny- nadal zaciskając wargi, aby nie wygięły się w uśmiechu. – Może, dlatego że odleciałeś….Idę do Liz… Odwróciła się i położyła rękę na klamce.
 - Poczekaj Evans…..Może na znak tego, że się już nie gniewasz umówisz się ze mną?? Lily odwróciła się i popatrzyła na niego. Na ustach miał swój uśmieszek, który tak ją denerwował, ręce zaplótł na piersiach i wpatrywał się w nią z błyskiem w oku ( sprawdził wcześniej czy ręcznik trzyma się i nie spadnie). Chcąc nie chcąc Lily pomyślała, że fan klub Pottera ma rację, ponieważ on naprawdę był przystojny…..A nawet bardzo.
Tylko gdyby nie był sobą.
- Nawet o tym nie marz- warknęła i wyszła trzaskając drzwiami. Specjalnie, bo to spowodowało, że James poczuł taki ból jakby dostał czymś w głowę.

 - Rogacz…!!
- Jak to dobrze….!!
- Że się pojawiłeś….!!
Jamesa aż odrzuciło. Schował głowę między łokciami i zamknął oczy. Nie dość, że musiał przebyć pół szkoły z piekielnym bólem głowy to jeszcze Syriusz i Liz mieli wspaniałą zabawę z dręczeniem go. Spojrzał na nich i skrzywił się. Remus siedzący obok Łapy szturchnął go w żebra. Syriusz uspokoił się i zaczął szperać w kieszeniach.
Po chwili wyciągnął z tylnej kieszeni spodni małą butelkę wypełnioną mętnym zielonym płynem. James popatrzył na nią niepewnie.
- Nie bój się Jamie wypijesz to i ci przejdzie wszystko…Po paru minutach…Najszybciej Rogacz pokiwał głową i wziął butelkę z ręki Syriusza. Odkorkował ją zębami i wlał do swojego pucharu. Potem przyjrzał się uważnie substancji, powąchał i na koniec umoczył palec, aby spróbować, jaki ma smak. Gdy wsadził palec do ust skrzywił się i zakrztusił się śliną.
 - Nie bądź dzieciak Potter – uśmiechnęła się Lily która siedziała naprzeciwko niego i przyglądała się całemu zajściu. – Wypij grzecznie to ci główkę przestanie rozwalać.
- Nie jestem dzieciak – burknął i podniósł puchar do ust. Zawahał się i odstawił go z powrotem.
– Ale jakby to mi zaszkodziło…
- Pij – rozkazał Syriusz.
- Ale w razie mojego zatrucia… – No już – powiedział Remus.
 - Ale…
 - Pij – powiedziały na raz dziewczyny.
 - Ale jakbym zszedł…
- PIJ – wrzasnęli wszyscy wyraźnie poirytowani.
- No dobra spokojnie.
Wziął puchar i wypił z niego wszystko jednym łykiem. Potem odstawił ponownie puchar na stół, zrobił zeza, wywalił język na wierzch poczym przechylił się do tyłu i runął na podłogę krztusząc się. Syriusz wstał i zdziwiony popatrzy na niego. Megi, Mandy, Liz i Peter(!) zaczęli piszczeć, że go otruli a Lily wychyliła się i uśmiechnęła się do siebie.
- Remi jesteś pewny, że to był dobry eliksir??
 Remus przewrócił oczami i westchnął. Odwrócił się w stronę James leżącego bez ruchu na podłodze i powiedział:
- James nie rób zamieszania i wstań wreszcie. Bądź mężczyzną…
 Potter otworzył oczy, usiadł i zrobił minę cierpiętnika.
- Nigdy – jęknął James – nigdy w życiu nie piłem czegoś tak obrzydliwego….Już się nigdy nie upije….
- Idź do łazienki i umyj zęby….Może to jakoś zabije smak…
 - I zapach – mruknął James.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz