czwartek, 16 stycznia 2014

Lot na miotle i lęk wysokości

Zbliżała się zima. Temperatura obniżyła się znacznie. Jezioro zaczynało powoli zamarzać a trawa na błoniach, co rano błyszczała się od szronu. Uczniowie powyjmowali już ze spodów swoich kufrów ciepłe rzeczy i coraz częściej się w nie ubierali.
Czwartek rano, pierwszy listopada. Lily i Mandy jadły właśnie śniadanie. Liz siedziała dalej od nich koło Syriusza i szczebiotała cos do niego. A Meg poszła się przejść z Alanem po błoniach. Mandy wyglądała dość ponuro. Lily podejrzewała, że powodem tego był wyjazd Remusa. Musiał on wyjechać na kilka dni do domu. Tłumaczył to chorobą matki.
- Dwie odpadły dwie zostały – powiedziała smętnie Mandy dziabiąc swój bekon widelcem – zazdroszczę im, że wiedzą, co powiedzieć jak jakiś chłopak jest w pobliżu. Dlaczego ja tak nie umiem??
 - Przełamiesz się kiedyś – powiedziała Lily nurkując pod stół po łyżeczkę, która jej upadła. Gdy znalazła się cała pod stołem usłyszała głośny szum. Sowia poczta. Lily nie czekała na nic, więc zdziwiła się, gdy usłyszała delikatny stuk tuz nad jej głową.
- Lily dostałaś paczkę- poinformowała ją Mandy schylając się pod blat stołu. Lily zaciekawiona tym bardzo wstała szybko. Zapomniała jednak, że nad sobą ma stół. Grzmotnęła mocno w niego głową aż wszystkie naczynia zadrżały. Mandy parsknęła śmiechem i wyciągnęła przyjaciółkę spod stołu. Lily usiadła rozcierając sobie ogromnego guza na głowie. Wszyscy gryfoni popatrzyli na nią z rozbawieniem. Zignorowała to i zajęła się małym zawiniątkiem i listem obok rudej płomykówki.
 - Co to jest?? – Zapytała ją Mandy przełykając sok dyniowy.
- To od mojej mamy. – Lily wzięła kartkę do ręki i przeczytała głośno:
Kochana córuniu Ciocia Sara odwiedziła nas wczoraj. Zostawiła dla ciebie prezent. Obiecałam jej, ze wyślę ci go jak najwcześniej. Petunia dostała takie same, ale powiedziała, ze nie będzie ich nosić. Może ją przekonasz. Napisz do niej. Może Ciebie posucha. Ty dostałaś zielone a Petunia niebieskie. Czy nie są śliczne?? Napisz do nas szybko nasza mała czarownico i napisz podziękowanie dla Sary. Prześle jej. Buziaki Mama.
Lily rozwinęła szary papier. Na talerz z brzdękiem wypadły prześliczne zielone kolczyki w kształcie gwiazdek. Błyszczały się w słońcu i rzucały jasno zielone refleksy. Mandy zapiszczała i kazała Lily szybko je założyć. Tak też Lily zrobiła.
- Jak ci ładnie!! Musisz dzisiaj w nich chodzić.
- Ok. Chodź pokaże je Liz. Obydwie wstały i pobiegły po Liz.
W połowie drogi stwierdziły jednak, że nie będą jej przeszkadzać. Elizabeth siedziała właśnie na kolanach Syriusza łamiąc tym samym punkt dziewiętnasty szkolnego regulaminu, ( którego i tak nikt nie przestrzegał), czyli „ zakaz publicznego okazywania uczuć”. Więc jej przyjaciółki wycofały się, aby udać się wcześniej na Opiekę Nad Magicznymi Stworzeniami.


- Co pierwsze Remi? – Zapytał James idąc za kolegami i nie bardzo zwracając uwagi gdzie go prowadzą.
 - Opieka ze ślizgonami.
- Super rozerwiemy się trochę – szepnął James do Łapy. Syriusz pokiwał głową i uśmiechnął się. Obydwaj uwielbiali gnębić, Smarkeusa czyli Severus Snape.
Był to blady zgarbiony chłopak z tłustymi włosami. Od pierwszej klasy działał Jamesowi na nerwy, ponieważ bardzo interesował się czarną magią.
- Oho – mruknął Syriusz wskazując głową na grupę, ślizgonów idących w ich kierunku. Smarkeus szedł sam czytając jakąś książkę. James uśmiechnął się szyderczo i pociągnął Łapę za łokieć w jego stronę.
- Witam smarku – powiedział James nagle. Wyciągnął różdżkę i wycelował w niego. Po chwili Snape leżał na ziemi. Wyciągną różdżkę, ale Syriusz kopną go wytrącając mu ją z ręki tak, że nie był w stanie jej dosięgnąć. James staną nad nim uśmiechając się szyderczo.
Chwilę zastanawiał się, co zrobić Smarkowi, gdy usłyszał, że ktoś podchodzi do niego od tyłu. Nawet ta osoba nie musiała się odzywać, ponieważ wiedział, kto w takich sytuacjach się pojawiał.
- Zostaw go Potter – tak jak mu się wydawało. Za nim stała Lily. Była wściekła. Ręce zacisnęła w pięści a oczy zmrużyła i patrzyła na niego tak jakby miała ochotę mu przyłożyć.
 - Co to Evans?? – Zapytał znudzonym głosem, James- znowu bawisz się w anioła stróża?? Lily już miała coś powiedzieć, ale za jej plecami pojawił się ich nauczyciel.
- Co się tu dzieje?? – Zapytał profesor Round. – Lily wracaj do grupy. Proszę.
Lily wróciła wściekła, ponieważ wiedziała, że Round nic nie zdziała. Był on starszy tylko o cztery lata. Wszyscy od piątego rocznika w górę mówili do niego po imieniu. Traktowali go jak kumpla nawet niektóre dziewczyny mówiły, że chodzi on z jedną dziewczyną z siódmej klasy.
- Nic Graham. Kolega się przewrócił. – Powiedział James uśmiechając się nadal.
- Ja cię znam James. Spływaj do klasy. Wy dawaj też. Wszyscy wrócili do miejsca gdzie miała się odbyć lekcja. Liz zmierzyła Syriusza groźnym spojrzeniem, ale nic nie powiedziała.
- Witam wszystkich – zaczął profesor Round – dzisiaj bardziej czynny udział w lekcji będą brać udział panie. Ponieważ dzisiaj będziemy omawiać jednorożce a one wolą dotyk kobiet.
 Podszedł do niedużej zagrody otworzył ją i odwrócił się do klasy.
- Może wybiorę jakąś panią do wyprowadzenia jednorożca. Możeee…. Wszystkie dziewczyny podniosły ręce. Każda potwornie chciała dotknąć tego prześlicznego stworzenia, ale nie tylko. W ten sposób można było zdobyć sympatię super przystojnego nauczyciela. Najbardziej ze wszystkich piszczała Narcyza Black. Była ona parszywą kuzynką Syriusza, której wszystkie cztery nie cierpiały.
- Nie ma szans…- Mruknęła Liz złośliwie. – Jednorożec da się dotknąć tylko cnotliwej dziewicy….
Lily, Meg i Mandy parsknęły śmiechem. Wszyscy popatrzyli na nie jakby im odbiło.
- Liz to ty się nie zgłaszaj. – Mruknęła rozbawiona Mandy- ty też za cnotliwa nie jesteś….
- Świnia!
- Mówi, co widać – zarechotała Lily. Nauczyciel zmarszczył brwi i podszedł do nich.
 - Dziewczyny może podzielicie się tym, co was tak bawi?? Wszyscy się pośmiejemy….
- Lepiej nie – powiedziała Lily opanowując się na trochę- Nie wątpię, że wszystkich by to rozbawiło…Ale…Nie mogę powiedzieć.
 - Więc wypowiesz się na temat jednorożców.
Wszystkie dziewczyny jęknęły. Lily też, ale w jej przypadku nie był to jęk zawodu, ale strachu. Nie przygotowała się na te zajęcia. Podejrzewała, że znowu straci punkty. Bo Graham jak chciał był dość groźny i surowy. Podeszła do zagrody. Wzięła złotą uzdę i wyprowadziła prześlicznego białego jednorożca. Pogłaskała go po nosie. Jaki był śliczny. Popatrzył na nią swoimi dużymi błękitnymi oczami i nagle zdała sobie sprawę, że przecież nie dawno Mandy zmusiła ją do przeczytania jakiejś książki o tych stworzeniach. W jednej chwili wszystko jej się przypomniało.
- Więc Lily – powiedział Graham- Gdzie najczęściej spotykamy jednorożce i wszystko, co wiesz o ich właściwościach magicznych.
Mandy jęknęła głośno. Była pewna, że Lily jest głupia w tej dziedzinie. Teraz naprawdę brakowało Remusa. On umiał świetnie podpowiadać. Zakryła dłonią oczy była święcie przekonana, że zaraz stracą punkty.
- Są one najczęściej spotykane w północnej Europie – zaczęła Lily wyciągając informacje ze swojej pamięci- ale pierwsze żyły w Indiach. Sądzi się, że jest ich parę odmian, ale tego nie ustalono gdyż bardzo trudno je złapać. Posiada zdolność oczyszczania wody. Gdy zanurzy w niej róg staje się krystalicznie czysta…..Ich rogi, włosy i krew wykorzystujemy do wywarów…i do rdzeni różdżek.
- Dobrze plus dziesięć punktów. – Powiedział Graham uśmiechając się – Jak opowiesz szczegółowo właściwości jakiegoś składnika pochodzenia jednorożca to możesz zarobić jeszcze…. no powiedzmy piętnaście punktów. Co ty na to??
Lily uśmiechnęła się dumna z siebie. Popatrzyła na swoje przyjaciółki, które bezgłośnie biły jej brawo. Mandy była z siebie tak dumna jakby, co najmniej Lily zdobyła 60 punktów.
- Ok. Powiem o krwi – zaczęła Lily – Wykorzystuje się ją do różnych wywarów. Zapewnia ona życie temu, kto ją wypije. Ale gdy się zabije jednorożca wtedy zostaje się przeklętym na zawsze.
 - Bardzo dobrze Lily. Gryffindor zyskuje dwadzieścia pięć punktów!!


Po obiedzie na tablicy ogłoszeń James powiesił ogłoszenie. Gdy tylko odszedł spora grupa uczniów podeszła, aby je przeczytać. Miało ono taką oto treść:
Ogłaszam nabór do drużyny quidditcha Gryffindoru. Poszukiwani dwaj ścigający i obrońca. Wszyscy chętni niech stawią się na stadionie o godzinie szesnastej. Po sprawdzeniu umiejętności kandydatów cała drużyna podejmie decyzję. Kapitan drużyny Gryffindoru James Potter
- Liz i ty naprawdę chcesz grać??
- Aha. Trenowałam z moimi braćmi. Byłam niezła. Tylko spróbuję.
 Liz wyciągnęła Lily na błonia i prowadziła ją w stronę stadionu. Lily trochę się opierała, bo nie miała ochoty patrzeć na Pottera od dzisiejszego ranka. Ale nie chciała zrobić przykrości Liz.
Dotarły na stadion i tam się rozdzieliły. Liz pobiegła do szatni i dołączyła do innych kandydatów na członków drużyny a Lily usiadła na trybunach. Miała stamtąd bardzo dobry widok. Wszyscy obecni członkowie drużyny testowali po kolei każdego kandydata. Liz poradziła sobie świetnie. Lily nie podejrzewała, że jest taka dobra. Fakt miała dwóch braci i miała okazję by się nauczyć grać, ale wcześniej nie rwała się do gry. Liz była druga a kandydatów było dość sporo.
Po jakimś czasie Lily zaczęła się nudzić, więc wyjęła książkę i zaczęła czytać. Nawet nie zauważyła, że drużyna udała się na obrady a kandydaci poszli się przebrać w zwykłe stroje. Nie usłyszała też okrzyków radości z szatni po ogłoszeniu wyników. Po jakimś czasie wstała i schyliła się po torbę. Przełożyła ją przez ramię i miała zamiar już zejść do Liz gdy nagle ktoś złapał ją w pasie i podniósł bez większego trudu. Zanim się obejrzała siedziała na miotle. Odwróciła się przerażona i zobaczyła Pottera z głupim uśmiechem.
 - Zostaw mnie!!- Wrzasnęła mu do ucha zupełnie niepotrzebnie, bo trzymał ją w pasie i był dość blisko.
- Co boisz się latać Evans??- Zapytał nadal się szczerząc.
Tak to była prawda. Miała okropny lęk wysokości. Naturalnie nie miała zamiaru mu powiedzieć. Zawsze udawało jej się nie wsiadać na miotłę. Gdy mieli pierwszą lekcję udała, że zwichnęła nadgarstek Na następne lekcje udało jej się załatwić zwolnienie od profesor McGonagall ( po dwudziestu minutach proszenia jej, zarzekania się, obiecywania i błagania). Naprawdę odetchnęła z ulgą, gdy te lekcje się skończyły.
 James wyczuł jej strach, ale nie mógł sobie odmówić przyjemności postraszenia jej trochę. Poderwał miotłę i wzbił się wyżej. Lily zamknęła oczy i załapała się kurczowo rączki miotły. James trzymał ją mocno w pasie, ale to nie dawało jej to poczucia bezpieczeństwa. Gdy zatrzymał miotłę i zawisł paręnaście stóp nad ziemią Lily otworzyła oczy i spojrzała na niego.
- Zostaw mnie – powtórzyła, ale nic to nie dało.
- Mnie latanie sprawia przyjemność. A tobie nie??
- Nie – jęknęła. On znowu uśmiechną się szyderczo i poderwał miotłę. Tego Lily nie wytrzymała zaczęła piszczeć i złapała go za bluzę na piersiach kuląc się ze strachu. Teraz to on się wystraszył. Nie o nią, ale o to, co mu zrobi, gdy wylądują.
- Ok. już ląduje. – Powiedział uspakajająco. Wylądował na ziemi delikatnie i pozwolił jej zejść. Lily była wściekła. Najchętniej by mu przywaliła, ale było jej niedobrze a nogi miała jak z waty, więc tylko mruknęła, że dostanie później i poszła do Liz, która stała i patrzyła się na nich wystraszona.

2 komentarze:

  1. aaa super jak zwykle zresztą ★★★★★♥♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  2. aaaaaaaaaa za 1h będzie kolejny rozdział hsbuvfundufdindtgdh ach
    przez ciebue sie nie moge wysłowićXD
    perfect rozdział:******

    OdpowiedzUsuń