niedziela, 12 stycznia 2014

Wybuch

W piątek rano gryfoni z piątego roku mieli transmutacje. Zaraz po śniadaniu dziewczyny poszły pod klasę. Stali już tam chłopcy i krukoni z równoległego roku. Stanęły pod ścianą i zaczęły rozmawiać. Lily wiedziała że powinna współczuć Lizie ale cieszyła się że nie muszą wszędzie chodzić z Blackiem. Bo towarzystwo Blacka znaczyło tyle co towarzystwo Pottera.
 - Hej Remus – zawołała Megi.
– Jak tam twój szczur?? – Sz…szczur??- zdziwił się Remus.
 - Zdechł – odpowiedział za niego szybko James.
- Co?? – Aaa tak- Remus najwyraźniej załapał o co chodziło.- Noo…tego.. napięcia nie wytrzymał…..
James odwrócił się za siebie i zobaczył Syriusza i Petera krztuszących się od śmiechu. Łapa stał zgięty w pół z rękami na kolanach. Glizdogon siedział na podłodze i wył ze śmiechu. Najwyraźniej Peter opowiadał Syriuszowi o tym jak był w sypialni dziewczyn. James odwrócił się i spojrzał na Remusa. Obydwaj parsknęli śmiechem przypominając sobie opowieść Glizdogona po powrocie do dormitorium. Dziewczyny wymieniły zaskoczone spojrzenia i weszły do klasy gdyż profesor McGonagall otworzyła drzwi.
- Proszę uspokójcie się. – Atak śmiechu trzymał ich do połowy lekcji. Wszystkie próby opanowania ich spełzły na niczym.
 – Panie Potter, panie Pettigrew jeżeli zaraz nie przestaniecie Gryffindor starci punkty. Kolejne….Black ciebie też to dotyczy. Panie Lupin nie spodziewałam się tego po panu. Nic nie pomagało. James by się uciszyć wepchną sobie pieść do ust. Jednak nie zdało się to na wiele gdyż jedynie zakrztusił się i zaczął kaszleć. Peter udał że coś zgubił i zanurkował pod ławkę. Syriusz też miał znaczne trudności. Jedynie Remus od razu się opanował pod groźbą zszargania opinii prefekta. Ostatecznie nie obeszło się bez dodatkowej pracy domowej dla Jamesa, Syriusza którzy mimo wszelkich starań nie zapanowali nad sobą.
Drugą lekcją były eliksiry. Dziewczyny siedziały w przedostatnich ławkach. Na nieszczęście Lily i Liz huncwoci siedzieli za nimi. Po dziesięciu minutach profesor Adson weszła do klasy. Była to kobieta w średnim wieku nie wyglądała staro i była dość sympatyczna. Ale bardzo roztrzepana. Często się spóźniała i zapominała zebrać prace domowe ( co zwykle cieszyło uczniów).
- Taak – powiedziała od razu zapominając sprawdzić listę.
- Dzisiaj będziemy warzyć eliksir niewidzialności. Ingrediencje są na tablicy. Ja w razie czego pomogę….. Usiadła za biurkiem i zaczęła czytać jakąś książkę. Nagle Mandy podniosła niepewnie rękę.
- Tak panno McAden??
- Chciałam tylko powiedzieć że….na tablicy nic nie ma. Nauczycielka wstała i odwróciła się szybko by ukryć zmieszanie. Zaczęła nerwowo szukać różdżki. Po paru minutach poszukiwań znalazła ją pod stertami papierów na biurku. Napisała zaklęciem instrukcje i zasiadła znowu za biurkiem. Nikt się nie śmiał bo to było już standardowe. Wszyscy patrzyli z politowaniem na profesorkę. Lily właśnie zaczęła ciąć płetwę skorpeny gdy usłyszała głos Jamesa zza swoich pleców.
- Syr….co będzie jak dodam to zielone do mojego kociołka??
- Mmm…no wiesz zapytaj Luniaczka. On jest naszym mózgiem.
 - Faktycznie.- pomyślała Lily udając że coś robi ze swoim eliksirem.- Bo sami nie macie własnych.
 - Remii…..
- Mmm? – mruknął Remus pochylając się nad książką i wodząc po stronie palcem. – Co się stanie jak dodam to zielone o eliksiru?? Albo to czerwone- zapytał James biorąc butelkę ze stolika Syriusza i patrząc na nią pod światło.
- No cóż- odpowiedział Remus nie odwracając się od książki.- jak dodasz tego zielonego to nic a jak tego czerwonego to…
- Będzie bum?? – zapytał Syriusz niewinnie.
 - Aha – potwierdził Remus nadal zaczytany. James i Syriusz wymienili przebiegłe uśmiechy. Rogacz odkorkował butelkę z czerwonym płynem i zbliżył się do kociołka Petera który patrzył na nich z otwartymi ustami.
Remus wyprostował się i spojrzał na nich ze zdziwieniem. Jakby dopiero zrozumiał co im powiedział. W tym momencie Lily odwróciła się przerażona. Remus zdołał tylko dać jej znak by padła na ziemie. Zanurkowała pod ławkę ciągnąc ze sobą Lizę i Mady. Meg gdy to zobaczyła także padła na podłogę. Gdy tylko to zrobiła nastąpił wybuch i cała sala wypełniła się czerwonym dymem. Dziewczyny zaczęły się czołgać do wyjścia. Nauczycielka krzyczała aby uczniowie nie panikowali ale było jej prawie słychać. Po jakimś czasie wszyscy wydostali się na zewnątrz. Jedynie dziewczyny i Remus nie byli w czerwonym pyle. Pozostali huncwoci byli po prostu bordowi. Nauczycielka była wściekła. Nie było widać czy jest czerwona ze złości czy od pyłu. Ale wrzeszczała tak że aż ściany się trzęsły. Wlepiła trzem huncwotom po szlabanie a reszcie klasy kazała iść do skrzydła szpitalnego aby pani Pomfey sprawdziła czy nic im nie będzie.

 - Dzięki Lily – powiedziała Meg wchodząc do Wielkiej Sali na obiad.- Gdyby nie ty to byśmy teraz były w czerwono- zielone kropki. Właśnie rozmawiałam z Neli z Ravenclawu. Mówiła ze ci co byli bliżej mają więcej kropek. A ona siedziała w pierwszej ławce to ma tylko kilka.
 - A co z chłopakami??- zapytała zmartwiona Mandy.
 - Mi nic nie jest. – za ich plecami stał Remus.
 – Ale pozostali wyglądają jakby ich ktoś pomalował. Zostaną na noc w skrzydle szpitalnym. Lily wyraźnie to ucieszyło. Zapowiadało się na spokojny wieczór. Liza także się uśmiechnęła. Od razu miały lepszy humor. Zjadły obiad ( zapiekankę z serem i ziemniakami) i poszły do wierzy.

 - Nieee- jęknęła Mandy leżąc na podłodze przed kominkiem w pokoju wspólnym. Próbowała odrobić swoje zadanie z wróżbiarstwa. – Jak ja nie cierpię wróżbiarstwa. Nie mogę nic wymyślić.
- To się zamieńmy- zaproponowała Lily która pisała wypracowanie z zaklęć. – Ja mam lepszą wyobraźnię a ty w tych wszystkich formułkach jesteś lepsza.
 - A co ma do wróżbiarstwa wyobraźnia??- zapytała Megi siadając na fotelu obok i biorąc Pearl na kolana.
 - Według mnie dużo. – wtrącił się Remus który siedział obok Megi i pisał także pracę z zaklęć. – Połowa tych wielkich wróżbitów zmyśla. T po prostu kwestia umiejętności zmyślania.
Wszystkie zachichotały. Remus trzymał się ich od obiadu. Zaopiekowały się nim i świetnie się razem bawili. Do końca dnia nic się nie działo. Wszyscy gryfoni leniwie po rozsiadywali się na fotelach i rozmawiali. Było cicho i spokojnie.
- Jutro idziemy do Hogsmeade?? – spytała Liza.
- Nie mamy z kim…- zaczęła zrezygnowana Lily. – ale w sumie to czemu nie… – Właśnie żadna z nas nie ma randki.-powiedziała Mandy zrezygnowana.
- Mylicie się – uśmiechnęła się nieśmiało Meg.- ja mam… Wszystkie zaczęły krzyczeć aby Megi im wszystko opowiedziała.
- Może powiem wam w sypialni…- powiedziała Meg i oblała się rumieńcem.
- Ok. Remus nie będziesz miał nam tego za złe prawda?? – zapytała Lily. – Ależ nie. Idźcie. Ja się już chyba położę.
- Wiesz wzięłybyśmy cię ze sobą ale się nie da…- zaśmiała się Liza- dobranoc.. Pobiegły chichocząc po schodach na górę.
 Remus wstał i poszedł do siebie. Dormitorium było całkiem puste. Rzucił torbę pod łóżko i usiadł na nim. Pełnia była tydzień temu. Miał jeszcze miesiąc. Jego przyjaciele nie mogli się już doczekać. Ale on wiele by dał by ktoś wymyślił lekarstwo na wilkołactwo. Westchnął i sięgną po książkę którą zaczął czytać wczoraj wieczorem. Po godzinie odłożył książkę, przebrał się w piżamę i położył się. Słuchał głosów dziewczyn zza ściany. Sen nadszedł nagle i był bardzo mocny. Nawet nie usłyszał jak huncwoci wrócili o siódmej rano.

1 komentarz:

  1. Aaaaaa cudo♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥

    OdpowiedzUsuń