wtorek, 21 stycznia 2014

I kto ma głupszą minę?

- Szoruj, szoruj, Potter. James podniósł głowę i popatrzył z wyrzutem na Lily. Właśnie odpracowywali swój żart w bibliotece ścierając kurz z półek. Lily usadowiła się przy stoliku obok nich. Nogi założyła na blat a ręce zaplotła na piersiach. Patrzenie na Syriusza, Petera i Jamesa ścierających brudnymi, mokrymi szmatami wieloletnią warstwę kurzu sprawiało jej dużą radość. Siedzieli już tu półtorej godziny, ale nawet nie wyczyścili połowy regałów. - Cicho…..A psik!…siedź. Eee..Psik! Evans- mrukną James głośno wydmuchując nos w chusteczkę. Był alergikiem i dlatego tak rzadko chodził do biblioteki- przynajmniej tak to tłumaczył. Wiosną przeżywał prawdziwe męczarnie, gdy drzewa pyliły. Podobnie było z kurzem. Skórę na nosie już miał prawie zdartą od ciągłego wycierania nosa. I cały czas bezskutecznie próbował zapanować nad kichaniem. - A pisk!! - Na zdrowie Potter- powiedziała z jadowitym uśmiechem Lily. - Wcale mi tego nie życzysz…- warkną James. Odwrócił głowę i wyjrzał przez okno, które wychodziło na boisko. Z oddali widać było małe sylwetki zawodników jego drużyny. Patrick, który był ścigającym zaoferował swoją pomoc podczas nieobecności kapitana. James wierzył mu, ale i tak wolał być osobiście na treningu. Tak naprawdę to wolał wszystko od siedzenia tu pod nadzorem pani prefekt Lily Evans. Nic głupszego chyba go nie spotkało. Szlaban u swojej ukochanej. W prawdzie lubił być w jej towarzystwie, ale nie wtedy, gdy był cały ukurzony i miał zapchany i czerwony nos. Po trzech godzinach męczarni w bibliotece Lily oświadczyła im, że stan regałów jest zadowalający i pozwoliła im się oddalić. Gdy tylko wyszli ona zameldowała bibliotekarce, że już skończyli i poszła za huncwotami do wieży Gryffindoru. Było już szarawo jak dotarła na miejsce. W pokoju było jeszcze parę osób. Nie bardzo zwróciła uwagę, kto tam siedział.. Jej przyjaciółek nie było. Prawdopodobnie były w swojej sypialni gdyż dochodziły stamtąd ich głosy. Lily usiadła w fotelu przed kominkiem. Podciągnęła nogi pod brodę i zaczęła wpatrywać się w ogień. Był taki ciepły i wesoły. Zbliżało się Boże Narodzenie. W tym roku ustaliła, że zostanie na święta w szkole. Rodzice nie byli zachwyceni, ale Lily się uparła. Bardzo podobało jej się Boże Narodzenie w Hogwarcie. Atmosfera w szkole była wspaniała. Choinki, lodowe rzeźby, zapach czekolady i wspaniałe jedzenie… Nagle poczuła się bardzo senna. Zamknęła oczy i poczuła jak zmęczył ją ten tydzień. Wstała i już miała iść położyć się spać, gdy zobaczyła, że zaczął padać śnieg. Podeszła bliżej. Otworzyła okno i wyjrzała na błonia. Prawie wszystko było pokryte cieniutką warstewką białego puchu. Było tak cicho i spokojnie z nieba sypały się duże płatki białego puchu. Zgarnęła trochę śniegu z parapetu i zamknęła okno. Potem szybko wbiegła o schodach i cicho i ostrożnie otworzyła drzwi do swojego dormitorium. Za swoją ofiarę wybrała Liz siedzącą do drzwi tyłem i malującą w największym skupieniu swoje paznokcie u nóg. Lily podkradła się do niej i wrzuciła jej za kołnierz śnieg z parapetu. Liz wrzasnęła dziko i podskoczyła wywracając buteleczkę lakieru i brudząc sobie nim pościel. - Ty głupolu!! Co ty mi tam wrzuciłaś?? - Lizy nie nerwuj się – odparła niewinnie Lily- To tylko śnieg…. Mandy, która przypatrywała się całemu zdarzeniu podbiegła do okna i wydała z siebie okrzyk zadowolenia. - Jutro ulepimy bałwana- uśmiechnęła się Meg i zaczęła rugać Liz za to, że wylała jej ulubiony lakier. - Chyba jutro nie będzie z jeszcze, z czego- powiedziała Lily otwierając szafę, aby znaleźć swoją piżamę. - No nie wiem bardzo sypie. Założę się, że do rana już będzie, duuuużo śniegu – powiedziała Mandy- ale to nie ważne jak będzie mało to ulepię małego bałwana. - Pomogę ci – powiedziała Lily wchodząc do łazienki – pod warunkiem, że nazwiesz go, Potter i pozwolisz mi później, go zdeptać. Faktycznie w sobotę rano była już spora warstwa śniegu. Najwidoczniej przez całą noc gęsto sypało. Lily obudziła się o koło godziny dziesiątej. Raczej obudziła ją Mandy piszcząca na widok śniegu. Wszystkie ustaliły ze pójdą po śniadaniu lepić swoje bałwany i zrobią sobie mały konkurs. Ubrały się szybko i zeszły na śniadanie. Wszyscy uczniowie wyglądali na zadowolonych z pogody. W rekordowym czasie pochłonęły swoje śniadanie i pobiegły ciepło się ubrać. Dokładnie po obwijały się szalikami i założyły ciepłe rękawiczki. Gdy dotarły do Sali wejściowej Lily zatrzymała się i podeszła powoli do drzwi. Mandy chciała wyjść, ale Meg ją zatrzymała. - Ej, co jest?? - No nie pamiętasz jak rok temu dostałyśmy pigułami od chłopaków?? - Ja sprawdzę czy ich tam nie ma….- Powiedziała Lily i wystawiła ostrożnie głowę na zewnątrz. Chłopców nie było ani śladu, więc przywołała koleżanki gestem dłoni. Wybiegły wesoło na błonia i od razu zaczęły się rzucać śnieżkami. Potem każda z osobna zaczęła lepić swojego bałwana. Bawiły się przy tym jak dzieci. Lily pobiegła nawet do Hagrida po marchewki, które miały posłużyć jako bałwankowe nosy. Po godzinie powstały cztery okrąglutkie bałwanki. Lily właśnie wykańczała swoje dzieło, gdy usłyszała oburzony krzyk Megan. Odwróciła się i ujrzała swoją przyjaciółkę rozcierającą swój pośladek. Nie zdążyła się odwrócić, gdy poczuła ból w okolicach kolan. Odwróciła się i zobaczyła czterech huncwotów z uśmiechami od ucha do ucha. W rękach trzymali zapas śnieżnych piguł. James właśnie przybił piątkę z Peterem gratulując mu dobrego strzału. Popatrzył na nią i ryknął śmiechem na widok jej zdziwionej miny. Lily jednak nie zareagowała jak on. Rzuciła w niego marchewką, którą miała przymocować swojemu bałwanowi. Niestety nie trafiła gdyż, James uchylił się. - Oj Evans musisz popracować nad celnością. – Zaśmiał się doprowadzając Lily w ten sposób do stanu wrzenia. Chciała zamknąć mu tą gębę tyko jak?? - Mogę na tobie?? – Zapytała i jeszcze raz chybiła, co wywołało koleją salwę śmiechu huncwotów. Była tak wściekła, że praktycznie nie wiedziała, co robi. - No nie Evans, ale miałaś głupią minę jak dostałaś- Potter prawie dusił się ze śmiechu. Lily zacisnęła pięści i uśmiechnęła się do siebie przebiegle Teraz już nie odpowiadała za siebie. Miała tylko jeden cel….żeby on wreszcie się zamknął i przestał idiotycznie rżeć. W głowie zaświtał jej pomysł. Był on szalony i bardzo odważny, ale jedyny… Nie wiele myśląc rzuciła się na Jamesa przewracając go na śnieg tak, że grzmotnął głową w zaspę. Usiadła okrakiem mu na brzuchu i spojrzała na niego. On uśmiechną się i już miał coś powiedzieć złośliwego, ale Lily pochyliła się i pocałowała go szybko prosto w usta. Potem wyprostowała się, wstała i odgarnęła włosy z twarzy. Pocałunek był w prawdzie szybki i kłódki, ale zdziałał swoje. - Szkoda, że ty teraz nie widzisz swojej miny Potter- powiedziała zadowolona. James faktycznie był zdziwiony…Nie. Zdziwiony to było mało powiedziane. James był po prostu w szoku. Usiadł podpierając się z tyłu rękami i patrzył okrągłymi oczyma na Lily. Rozdziawił gębę ze zdziwienia i z trudem łapał powietrze. Ona uśmiechnęła się i skinęła na przyjaciółki, które stały i gapiły się na nią z otwartymi ustami. - A i jeszcze jedno Potter – powiedziała odwracając się i z trudem powstrzymując śmiech na widok min wszystkich huncwotów. – Nie bierz tego tak do siebie. Nie miałam innego wyjścia. Po prostu chciałam żebyś się zamknął.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz